Milion obowiązków przed świętami i końcem roku sprawił, że co prawda miałem chwilę na obejrzenie “Historii małżeńskiej”, ale już nie znalazłem czasu, żeby napisać o filmie kilka słów. Nadrabiam jednak w przerwie między wigilią a Nowym Rokiem, bo zignorowanie i niepolecenie wam netfliksowej produkcji Noaha Baumbacha byłoby czymś gorszym niż zbrodnia – błędem.

     Tytuł bezczelnie kpi z widza, bo małżeństwo się skończyło. Nicole (Scarlett Johansson) i Charlie (Adam Driver) już o tym wiedzą. Poznajemy ich w momencie, w którym decyzja o rozwodzie zapadła, oboje nie wiedzą tylko, jak się za to zabrać. Dla nich – przekonanych kiedyś, że to na zawsze, że będzie długo i szczęśliwie – rozstanie, zwłaszcza ze względu na syna, to przerażająca perspektywa. Wiedzą, że muszą do tego doprowadzić, ale bardzo się boją. Fabuła zabiera nas razem z nimi w podróż po bardzo nieprzyjemnej i wyboistej drodze od decyzji do momentu, w którym słowo stanie się ciałem, a Nicole i Charlie byłą żoną/byłym mężem. Drogę tą śmiało można nazwać krzyżową. Szczególnie dla jednego z bohaterów.

     Cały film opiera się na dwóch oscarowych kreacjach aktorskich. Cała reszta składa się ze świetnych ozdobników i rewelacyjnego drugiego planu. Chemia między Johansson i Driverem wylewa się z ekranu strumieniami. Czasem jest to wspomnienie dobrych chwil, czasem jest to starcie na słowa, ale nie miałem wątpliwości nawet przez chwilę: ta para nadal się kocha, po prostu nie może już być ze sobą. Przez lata narosło tyle drobnych, ale nieprzepracowanych, nieprzegadanych nieporozumień i pretensji, że kiedy wulkan wybuchł, nie ma już czego ratować. Adam i Scarlett są w swoich rolach wybitni. Czasem można by pomyśleć, że trochę przesadnie okazują emocje, ale Nicole jest aktorką, a Charlie reżyserem teatralnym, więc można spokojnie założyć, że ekspresja wynika z dużej wrażliwości i artystycznej duszy.

     Jest w filmie scena, która zaczyna się rozmową, a kończy bardzo emocjonalną kłótnią. Gdzie padają tak ciężkie słowa, że włos się jeży na karku. Jest to prawdopodobnie najlepsza, najlepiej zagrana scena, jaką widziałem w 2019 roku. Nie dość, że bohaterowie pokazują całe spektrum emocji i nastrojów, bardzo powoli budując napięcie, które eksploduje w finale, to jeszcze nakręcono tę scenę w wyjątkowo kameralny sposób. Do tego stopnia, że miałem nieprzyjemne uczucie podglądania obcych ludzi podczas kłótni. Wiecie, takie wewnętrzne: jej, nie powinno mnie tu być, powinni to załatwić w cztery oczy, bo bycie świadkiem sprawia, że czuję się niezręcznie. Myślę, że i Johansson, i Driver nominację mają w kieszeni (chyba że wygra w członkach Akademii niechęć do Netfliksa), a nie zdziwię się, jeśli każde dostanie po statuetce.

     Konkurencja w tym roku – szczególnie w męskiej kategorii – jest obłędna. Phoenix za “Jokera”, Pattinson i Dafoe za “Lighthouse”. Dałbym wszystkim na raz, ale coś mi mówi, że ostateczna konfrontacja odbędzie się między Pattinsonem i Driverem. Moim skromnym zdaniem te dwie kreacje po prostu były najlepsze. Z całym szacunkiem i uznaniem dla pozostałych.

     O drugim planie wspomniałem wcześniej, ale muszę podkreślić: prawnicy reprezentujący małżonków również stanęli na wysokości zadania. Bert (Alan Alda) i Jay (Ray Liotta) są jak anioł i diabeł na ramieniu Charliego. Jeden proponuje kontrolowaną kapitulację, drugi walkę na śmierć i życie. Obaj bledną jednak wobec prawniczki reprezentującej Nicole. Nora Fanshaw to automat do wygrywania takich spraw, a grająca ją Laura Dern jest więcej niż fantastyczna (nominacja murowana, Oscar bardzo prawdopodobny).

     Generalnie sposób, w jaki pokazano świat prawników rozwodowych, jest porażający. Kiedy dochodzi do walki o ostateczne rozstrzygnięcia, nie ma żadnych reguł. W obecności małżonków z obu stron padają argumenty zwalające z nóg. Intencjonalne narażanie zdrowia i życia dziecka, alkoholizm, rozwiązłość. Tylko po to, żeby w przerwie negocjacji pogadać luźno o bzdurach, umówić się na kolację, zamówić jakieś jedzenie, czy wręcz – jak to robi Nora – pochwalić sztukę Charliego wystawianą w Nowym Yorku. Niesamowity obraz z jednej strony olbrzymiego ludzkiego dramatu, a z drugiej bezpardonowej walki na ciosy poniżej pasa przez ludzi, dla których to jest zwykła, codzienna praca.

     Zarzuty też mam, a jak! Noah Baumbach nie tylko wyreżyserował “Historię małżeńską”, ale też napisał scenariusz. Widać, że chciał pokazać sytuację jako bezstronny komentator, ale nie do końca wyszło. Więcej czasu spędzamy z Charliem, to jego dramat jest tu na pierwszym planie, a niektóre rozmowy i sytuacje robią trochę automatycznie z Nicole niezłą zołzę. Po obejrzeniu z jednej strony rozumiałem, że każde miało swoje motywacje i dobre powody, żeby winić drugą stronę. Z drugiej: przebieg fabuły trochę pokazuje obraz układnego faceta, który chce załatwić wszystko polubownie, a kobieta wykorzystuje jego naiwność i co trochę rzuca kłody pod nogi czy dokręca śrubę. Dramat Charliego widzimy, natomiast o tym, jak się czuje i co przeżywa Nicole, tylko słyszymy. Asymetryczność z automatu powoduje, że to wobec niego mam więcej empatii. Do tego kilka scen (szczególnie z zamykaniem pewnej bramy) idzie trochę za daleko, jeśli chodzi o wizualne metafory i zamiast pewne rzeczy podkreślać, popada w wizualną tandetę. Również zakończenie niespecjalnie mi się podobało, bo wydało się nagłe i cokolwiek niepasujące tonem do reszty.

     “Historia małżeńska” to jeden z najlepszych filmów tego roku. Nie tylko pokazuje dramat rozwodu, ale też zadaje ważne pytania. Na przykład o to, w jakim stopniu rezygnujemy z siebie i swoich marzeń na rzecz kogoś innego? W dobrej wierze rzecz jasna, ale nie zmienia to faktu, że na dłuższą metę to może rodzić frustrację i obrócić się przeciw nam. Albo o to, czy warto za wszelką cenę utrzymywać dobrą atmosferę? Czasem szczera i przykra kłótnia może wiele wyjaśnić, zanim dotrze się do miejsca, z którego nie ma powrotu. Polecam seans wszystkim: małżonkom, narzeczonym, rozwiedzionym, singlom i singielkom. Każdy znajdzie coś dla siebie, każdy będzie miał później sporo refleksji na temat swój, partnera, swojego związku czy generalnie relacji międzyludzkich. A jeśli film daje do myślenia, to jest po prostu dobry.

Historia małżeńska (Marriage Story)
8/10

Linki

Filmweb, IMDb

Comments

comments