Możemy pogadać sobie o światopoglądach, o utopii, równości, patriarchacie i wszystkich innych zagadnieniach na granicy damsko-męskich relacji, ale nie znajdzie się chyba odważny/a, który zaprzeczy, że “Barbie” jest najważniejszym filmem roku 2023. Nie zapraszam do dyskusji, bo nie ma o czym.

     Liczba widzów, sumy w box office przyprawiające o zawrót głowy, wiele pochwał i trochę krytyki, celebryci i politycy dyskutujący żywo o problemach poruszanych w fabule. Żaden inny film nie wzbudził nawet ułamka tego zainteresowania. Co więcej – w teorii ryzykowne – zestawienie dnia premiery z nolanowskim “Oppenheimerem” okazało się strzałem w dziesiątkę. Nie pamiętam od dobrej dekady ani tak udanej przypadkowej kampanii promocyjnej, ani takiego kinowego wydarzenia, mobilizującego miliony ludzi na całym świecie.

     “Barbenheimer”, róż kontra kapelusz, bomba kontra sex-bomba, zabawka kontra genialny naukowiec. Kontrast idealny, miliony memów, obrazków i przerzucanie się żartami na temat obu produkcji zestawionych razem. Napisałem o przypadkowej kampanii, bo żaden marketingowiec nie mógł przewidzieć tego, co się wydarzyło, a większość ze wspomnianych haseł i memów wymyślili zwykli ludzie, bawiąc się tym i przy okazji walcząc o zasięgi w social mediach.

     Samo kino też wygrało, bo liczby mówią same za siebie – “Barbie” jest krótsza, lżejsza i bardziej przystępna niż trzygodzinny, przegadany film biograficzny, ale nikt tu nikomu nie zabrał widowni. Byłeś już na “Barbie”? Nie? No coś Ty! Ja widziałam, ale ciągle szukam dobrego miejsca na “Oppenheimera”. Takie dialogi były na porządku dziennym. Mnóstwo facetów w kapeluszach, mnóstwo ludzi obu płci z różowym elementem odzieży.

     Naprawdę niesamowite święto kina i wydarzenie jedyne w swoim rodzaju. Nie wypadało nie iść do kina, wręcz wypadało obejrzeć obie produkcje, żeby mieć o czym rozmawiać na kawie w pracy czy przy dystrybutorze z wodą. Tak, wiem drogie marudy, na pewno wśród was są tacy, których to ominęło i którzy są “ponad to”, ale faktów nie zmienimy. Działo się tego lata coś oryginalnego i coś, czego w kinie nie było od dawna.

     To powiedziawszy, wypada zadać pytanie kluczowe. O czym właściwie jest “Barbie” i czy warto obejrzeć? Od razu napisze, że warto choćby z powodów wymienionych wcześniej, ale nie tylko. Greta Gerwig i Noah Baumbach napisali całkiem interesującą historię, która bierze na tapet relacje damsko-męskie i pokazuje, że żadna skrajność nie jest dobra. Czasem wychodzi zabawnie, czasem prawdziwie, a czasem dość hm… krzywo (i nie do końca uczciwie), ale ostatecznie po seansie byłem raczej ukontentowany.

     Mamy tu Barbieland gdzie mieszkają wszystkie lalki, mają się świetnie, matriarchat im służy, a każdy Ken jest tu tylko tłem i całe życie spędza na próbach zaimponowania Barbie. Co ważne – wszystkie plastikowe panie uważają, że ich wzorowe społeczeństwo jest lustrzanym odbiciem realnego i dzięki istnieniu Barbie, kobiety są w pełni wyemancypowane i wręcz rządzą światem. Przychodzi jednak moment, w którym klasyczna Barbie (Margot Robbie) musi wyruszyć w podróż do naszej rzeczywistości i to, co odkrywa, będzie dla niej… zaskakujące, mówiąc najdelikatniej.

     W podróży towarzyszy jej plażowy Ken (Ryan Gosling), który odkryje uroki patriarchatu i zrozumie, że może być czymś więcej niż ledwie dodatkiem do świata zdominowanego przez żeńskie lalki. Po drodze do pary zabawek dołączy też Gloria (America Ferrera), sekretarka w firmie Mattel i jej córka, Sasha (Ariana Greenblatt), z którą Gloria jest w odwiecznym konflikcie pokoleń.

     “Barbie” jest komedią i muszę przyznać, że bawiłem się podczas seansu całkiem nieźle. Wiele żartów na styku męskiego i damskiego świata trafia w punkt, wyśmiewane są i utopijne wizje “państwa kobiet”, i głupota facetów myślących penisem lub w jego imieniu. Aseksualność lalek w zderzeniu z pełnym seksu światem realnym czasem bawi, czasem budzi ciarki zażenowania, ale nie jest to jedyny temat na żarty w filmie.

     Problem pojawia się, kiedy scenarzyści zaczynają przekazywać nam swoje przesłanie. Proces wygląda tak: twórcy biorą wielki kij bejsbolowy, przyklejają do niego kilka prawd o równouprawnieniu, różnicach między płciami i stereotypach i walą nas tym po łbie z wdziękiem kibola-szalikowca. Pewien monolog w 2/3 filmu, który wyrzuca z siebie Gloria, jest jedną długą litanią pretensji do wszystkich (mężczyzn) o wszystko.

     Niech jednak będzie – edukacji nigdy za wiele, poszanowania praw innych tak samo. Problem w tym, że ten film pod względem misji byłby przełomowy, odważny i kultowy, gdyby wyszedł… 2-3 dekady temu. Dziś wygląda to na mocno spóźniony i bardzo umiarkowany feminizm. Mówienie o szklanym suficie i nierównościach płacowych w czasach, gdy “kobiety z jądrami” zdobywają medale w damskich konkurencjach sportowych, otyli i niezbyt atrakcyjni mężczyźni wygrywają konkursy piękności albo tytuły “kobiety roku”? Kiedy feministki walczące o lepszą sytuację i prawa kobiet nazywane są TERFkami, bo nie chcą się zgodzić na umowność płci i antynaukowe bzdury w stylu “facet może urodzić dziecko”?

     Nie te czasy, nie te problemy kochani. Najlepszym zobrazowaniem niech będzie sam film “Barbie”: Will Ferrell gra CEO Mattela, a wraz z nim radę nadzorczą stanowi 12 facetów. Jeden głupszy od drugiego, przedstawieni jako kompletni idioci, których sumaryczne IQ będzie niższe niż sekretarki Glorii. A jak wygląda rzeczywistość 2023 roku? Na 11 osób w “board of directors” mamy 6 facetów i 5 kobiet… Wnioski pozostawiam wam.

     Dodatkowo im dalej w las, tym bardziej skłaniamy się jednak przy antymęskiej narracji (zaznaczam tu jednak wyraźnie: może być to tylko mój indywidualny odbiór z uwagi na moją płeć, chętnie podyskutuję z inną opinią). Ken do końca jest trochę ofiarą losu i jego przemiana tak naprawdę jest iluzoryczna, a jedyny jej “objaw” to napis na bluzie w ostatniej scenie. Mężczyźni z rzeczywistego świata są albo odrażającymi świniami (na deptaku), albo idiotami (wspomniana rada dyrektorów), albo są zbędni i pomijalni (ojciec Sashy/mąż Glorii). Mało? Na koniec lalki Barbie odbijają z rąk Kenów swój świat, stosując sztuczki, którymi (jak zakładam) w teorii powinny gardzić. Udawanie słodkiej idiotki i mamienie biustem. Oczywiście Kenowie (Keny?) dają się nabrać, bo przecież są głupimi osiłkami sterowanymi przez popęd.

     Im bliżej końca, tym bardziej ucieka nam “śmiejemy się z wszystkich” na rzecz “faceci są głupkami, w najgorszym wypadku złem koniecznym”. Z oczywistych względów nie mogę się z tym zgodzić, ale to już kwestia interpretacji własnej, bez wpływu na ocenę. Podkreślam tylko, że jeśli lubicie komedie zabójczo inteligentne, mówiące wiele między wierszami i subtelne – “Barbie” nawet nie leżała obok tej kategorii.

     Na osobne słowa uznania zasługują odtwórcy głównych ról. Margot Robbie po raz kolejny pokazuje całą paletę barw i z plastikowej zabawki zrobiła skomplikowaną postać w kryzysie egzystencjalnym. Partnerujący jej Gosling wypada świetnie jako czystej wody talent komediowy, nie pierwszy raz zresztą (“Nice guys”, “Crazy stupid love”). Reszta obsady poprawnie, ale bez szału.

     Pochwalić muszę też koniecznie kostiumy i scenografię. Barbieland żyje, oddycha pełną piersią i wygląda po prostu idealnie. Odtworzono stroje, domki, auta i akcesoria z całej – ponad sześćdziesięcioletniej – historii marki. Pojawiają się tu i hity, i zupełnie nietrafione projekty. Wszystko powołano do życia na ekranie z taką pieczołowitością, że ręce same składają się do braw. Będą Oscary w kategoriach technicznych jak nic, nominacje to minimum przyzwoitości.

     W zasadzie tyle. Jak oddzieli się otoczkę i święto kina z okazji premiery “Barbie” i “Oppenheimera” od seansu, to zostaje nam przepięknie zrealizowana komedia z kilkunastoma zabawnymi scenami, łopatologicznym (ale słusznym) przekazem spóźnionym o dobre dwadzieścia lat. Można zobaczyć, warto znać, ale nie jest to film w żadnym razie rewolucyjny ani społecznie, ani dla kinematografii. Ba, Mattel po spektakularnym sukcesie zapowiada już swoje własne filmowe uniwersum na wzór MCU tylko z zabawkami. Czyli dzieje się to, co w teorii krytykuje i obśmiewa Greta Gerwig w swoim filmie. O ironio…

Barbie
6/10

Linki

Filmweb, IMDb

Comments

comments