Po entuzjastycznych recenzjach i porównaniach do Fightera czy Wrestlera zasiadłem do seansu pełen nadziei. Początek bardzo udany ale potem im dalej w las tym… szkoda gadać. Filmy “walki” swój złoty wiek miały w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Dziś w tym klimacie należy albo nakręcić pastisz – jak Expendables – albo nie robić filmu w ogóle. Serio, to jest ‘klasa’ i ‘poziom’ takich dzieł jak Krwawy sport, Amerykański kickboxer, Quest czy Najlepsi z najlepszych. To co było dobre i nowe wtedy, dziś bywa żenujące. Owszem, realizacja jak najbardziej poprawna, nowoczesne ujęcia, dynamiczna walka. Można nawet dać się ponieść i kibicować konkretnym postaciom w klatce ale poza nią… historia jest głupia i biedna. Postaci są nierealne i niekonsekwentne, a całość, mam wrażenie, jest tylko dodatkiem do efektownych scen walki. Trzeba było czymś zapchać te ponad dwie godziny.

warr1

     Momentów obrażających realizm i fanów MMA nie liczę, bo taka uroda filmów z praniem się po twarzy. Chyba tylko w Uprowadzonej bijatyka trwała do pierwszego, w miarę celnego, ciosu w czambuł. Tu momentami zdecydowanie przesadzają. Koleś wytrzymujący w czterech walkach ze dwa wzorowe duszenia i jakieś dziesięć nokautujących ciosów/rzutów musi zapalić lampkę ‘nie no, panie, przesada’. Finał i cała końcówka to już żenada prima sort. Generalnie można obejrzeć dla samych scen walki ale polecam raczej po raz n-ty Rocky’ego. No i porównywanie do Fightera czy Wrestlera to już w ogóle parodia. Plus jeden za naprawdę niezłą pracę kamery podczas wydarzeń w klatce.

Wojownik (Warrior)
5/10

Linki

Filmweb, IMDb

Oryginalna data recenzji: 06/09/2012

Comments

comments