Wyobraźcie sobie film zaczynający się od… tworzenia konta w Windows. Zupełnie jak po formacie albo kupnie nowego PeCeta. Konto zakłada rodzina Kim. Potem mamy długi i wzruszający miks wrzutek do kompa filmów, zdjęć czy innych aktywności, które opowiadają krótką historię familii. Aż mi się przypomniała sekwencja wprowadzająca do “Up!”, w pozytywnym sensie.

     Kimowie byli szczęśliwi i mieli ukochaną córkę, która rosła jak na drożdżach i była oczkiem w głowie. Potem przyszła diagnoza-wyrok. Mama jest chora. Było lepiej, było gorzej, była remisja, skończyło się dramatycznie. Właściwa fabuła zaczyna się dwa lata po wydarzeniach streszczonych na starcie. Margot (córka, w tej roli Michelle La) nagle znika. Miała nocować u koleżanki, ale nie wróciła do domu i nie daje znaku życia. Komórka milczy jak zaklęta. David Kim – ojciec dziewczyny (świetny John Cho) – zrobi wszystko, żeby ją odnaleźć, a głównym narzędziem będzie ekran komputera i z takiej właśnie perspektywy widz będzie śledził więcej niż 90% akcji.

     Zawsze mam dużo uznania i łaskawym okiem patrzę na minimalistyczne pomysły w sztuce filmowej. Opowiedzenie ciekawej historii za pomocą komunikatorów, social media czy poczty elektronicznej pokazanej wprost na ekranie, jakby to widz był użytkownikiem, to koncepcja nienowa, ale zawsze mile widziana jeśli dobrze wykorzystana. A w “Searching” wykorzystano ten pomysł całkiem sprawnie. David korzystając z komputera córki nie tylko będzie miał szansę ją znaleźć. Przede wszystkim będzie miał szansę poznać ją lepiej, zrozumieć, jak bardzo się od siebie oddalili przez inaczej przeżywaną żałobę i jak mało wiedział o swojej latorośli oraz o tym, co w jej życiu dzieje się obecnie.

     Reżyser Aneesh Chaganty sprawdził się nieźle. Umiejętnie dozuje informacje i sprytnie zmienia plany, aplikacje i urządzenia, z perspektywy których śledzimy akcję. Dzięki temu nie robi się nudno, a przecież od patrzenia na ekran komputera można by się szybko znudzić. Gorzej, że Aneesh Chaganty jako scenarzysta (do spółki z Sevem Ohanianem) już nie miał tylu dobrych pomysłów. Po początkowym wprowadzeniu, dobrym zawiązaniu akcji i ciekawym jej rozwinięciu następuje moment, kiedy robi się przewidywanie do bólu i całe napięcie siada. Podsuwanie kolejnych fałszywych tropów robi się męczące, bo wiadomo, że akurat tam Margot nie znajdziemy. Plus jest taki, że nawet jeśli rozpoznawałem zmyłki, to i tak nie wiedziałem, co naprawdę stało się z córką Pana Kima. Niestety finał rozczarowuje naprawdę mocno. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale gdyby film skończył się 10-15 minut wcześniej i w innym tonie, to ocena mogłaby być wyższa.

     Ciekawym elementem jest natomiast pokazanie pewnych zjawisk, z którymi zmagamy się w dobie social media. Kiedy zrozpaczony ojciec pyta kolegów i koleżanki o córkę, okazuje się, że była mało znanym i niezbyt lubianym odludkiem. Od śmierci mamy zupełna outsiderka. Kiedy jednak sprawa robi się głośna i można błysnąć znajomością z Margot w social mediach albo w telewizyjnej relacji z poszukiwań – okazuje się, że dziewczyna miała szerokie grono (zatroskanych teraz jej losem) przyjaciół. Robi wrażenie.

     To jednak równocześnie wada, bo w pewnym momencie nie wiedziałem, czy reżyserowi chodzi o ciekawą formę, snucie sensacyjnej, kryminalnej zagadki czy może o społeczny komentarz do świata social media, trollingu i życia głównie w sieci. Ostatecznie wychodzi jako-taki thriller z niewykorzystanym potencjałem. Mogło być dużo lepiej, ale naiwny scenariusz stanął na drodze do czegoś więcej. Szkoda tym bardziej, że początek obiecuje dużo więcej niż film ostatecznie dowozi. Dałbym piątkę, ale dorzucam plus jeden na zachętę. Za próbę osiągnięcia niezłego efektu minimalistycznymi środkami. Zawsze taka próba jest lepsza niż kolejny sequel znanej serii za bazylion dolców, ale kompletnie bez duszy.

Searching
6/10

Linki

Filmweb, IMDb

Comments

comments