W 2013 roku Yolanda Ramke i Ben Howling stworzyli krótkometrażowy film “Cargo” (do obejrzenia na yt, zachęcam). Historia wędrówki ojca z małą córeczką na plecach przez Australię ogarniętą apokalipsą zombie okazała się być świetnym pomysłem, który został doskonale zrealizowany. Te siedem minut trochę wzrusza, trochę trzyma w napięciu i trochę zaskakuje. Film zrobił na tyle dużo szumu, że znaleźli się producenci chcący realizować pełny metraż na motywach “Cargo”. Ramke i Howling dostali więc spory budżet, sprzęt, plenery, Martina Freemana w roli głównej i… udowodnili, że to, co może zadziałać jako krótka forma, nie zawsze sprawdza się jako ponad 90-minutowa fabuła.

     W “Ładunku” w roli głównej wystąpił znany mi.in z roli w trylogii “Hobbit”, Martin Freeman. Większa kasa oznacza gwiazdę światowego kina w roli głównej i w tym wypadku to strzał w kolano twórców. Może to moje subiektywne odczucie, ale oglądanie Martina w tej poważnej, pełnej bólu i wymagającej roli wydaje mi się… groteskowe. Tak bardzo wbił mi się w pamięć jako sprytny, opryskliwy i śmieszny Bilbo, że po prostu ciężko mi było brać na serio jego wysiłek w pełnometrażowym “Cargo”. Tym bardziej, że jak na jego umiejętności (sprawdził się jako Watson w “Sherlocku”) zagrał tu raczej bez wielkiego zaangażowania.

     Freeman rzuca się w oczy tym bardziej, że reszta obsady nie dość, że jest mało znana, to jeszcze wypada przy swoim znanym koledze o niebo lepiej. Na szczególne wyróżnienie zasługuje Simone Landers w roli młodej aborygenki Thoomi, którą Andy (Freeman) spotyka na swojej drodze. “Ładunek” naprawdę zyskałby sporo na wyborze nieopatrzonej twarzy do głównej roli. Ale wiadomo, był budżet, to musiała być gwiazda.

     Ramke i Howling nie mieli też pomysłu na długą, sensowną historię. Dostajemy więc nudnawą wędrówkę z kilkoma momentami pozornego zaskoczenia. Pozornego, bo wszystkie zwroty akcji są… hm… standardowe? Łatwe do przewidzenia? Nie ma ani jednej sceny, ani jednego momentu, w którym dzieje się coś niespodziewanego. Przez cały seans można spokojnie postawić wszystkie pieniądze świata na najbardziej prawdopodobny rozwój wydarzeń – w każdym przypadku wygrana gwarantowana.

     Nawet takie filmowe ABC jak spójność świata przedstawionego zostało potraktowane po macoszemu. Ugryzienie zombiaka zmienia człowieka w żarłoczne monstrum w przeciągu 48 godzin. To powinno dodawać smaczek w postaci ciągłego napięcia, poczucia uciekającego czasu, presji. Nic z tych rzeczy. Mam wrażenie, że dla jednych te dwie doby trwają 12 godzin, a dla innych, w przybliżeniu, jakiś tydzień. Albo weźmy hałas. Raz trzeba być super cicho, bo przyjdą żywe trupy w wielkiej sile, innym razem można się wydzierać do woli i (martwy, ale żywy) pies z kulawą nogą się nie zainteresuje. Żeby chociaż zdjęcia wynagrodziły poświęcony czas. Przecież Australia ze swoim krajobrazem jest naprawdę wdzięcznym tematem. A jeśli nie widoki to może nietypowa praca kamery? Niestety. Standard, brak pomysłów i oryginalności, sztampa.

     Narzekam i narzekam, ale są i pozytywy. Już pisałem o świetnej młodej aktorce w roli Thoomi. O solidnym aktorskim drugim planie też. Dodam do tego, że część pomysłów na zombie przypadło mi do gustu. Na przykład powtarzany kilka razy sposób w jaki regenerowały się żywe trupy. Brawa za minimalną innowacyjność w ogranym na wszelkie sposoby temacie.

     Tyle pochwał. Rozumiem, że autorzy chcieli zrobić coś na modłę doskonałej “Drogi” z 2009 roku, tylko z zombie, ale obawiam się, że nie wyszło. Ramke i Howling planowali zagrać na bardzo delikatnym i emocjonalnym temacie rodzica chroniącego za wszelką cenę swoje dziecko w obliczu zagłady. Z pozoru to samograj, ale kiedy zagrożenie wydaje się bardzo niewielkie albo wybiórcze, kiedy całość jest boleśnie przewidywalna, zaangażowanie emocjonalne jest najwyżej średnie. U mnie było minimalne. Wyszła, powiedzmy, “Droga” w wersji “light”. Odarta z wszystkiego co czyni produkcję z 2009 filmem kompletnym.

     “Ładunek” z 2017 roku jest niestety filmem przeciętnym do bólu. Pełnym nielogiczności, sztucznego przeciągania historii, braku konsekwencji. A co najgorsze, jest horrorem (thrillerem?), który nie straszy i nie buduje żadnego napięcia. Ani przez chwilę, w ani jednej scenie. To w zasadzie grzech śmiertelny w tym gatunku. Plus jest taki, że seans jest na wyciągnięcie ręki dla mających wykupiony abonament na Netflixie, bo tam właśnie obraz jest dostępny. W ostateczności można obejrzeć z nudów, albo jeśli macie znajomych, którzy nie lubią horrorów (pozdrowienia dla pana R. ;). Wy się do reszty nie wynudzicie, bo w kupie raźniej, a co wrażliwsi towarzysze/towarzyszki mogą obejrzeć bez ryzyka zawałowego. Jeśli natomiast nie macie Netflixa (albo znajomych), polecam krótki metraż z 2013 na youtube. Oszczędzicie sobie sporo czasu.

Ładunek (Cargo)
5/10

Linki

Filmweb, IMDb

Comments

comments