Bardziej sadness niż joy
W głowie się nie mieści (Inside Out)
Naczytałem się sporo o Inside out. Same pozytywy. Chyba balonik napompowałem za bardzo, bo to jest fajna animacja, ale kompletnie do zapomnienia.
Riley to nastolatka, która nagle musi opuścić ukochane rodzinne strony i wraz z rodzicami przenieść się na zachodnie wybrzeże USA. Tam, gdzie nie ma przyjaciół, gdzie musi iść do nowej szkoły i gdzie nikt nie kocha jej ulubionego sportu – hokeja. Opowieść o młodzieńczym buncie zderzonym z diametralną zmianą w życiu oglądamy z perspektywy jej… głowy. A konkretnie spersonifikowanych emocji, które siedzą w środku. Mamy Radość, Smutek, Strach, Złość i Odrazę. Cała piątka odpowiada za to co się dzieje z Riley, a od tego jak bardzo się angażują zależy czy wspomnienia dziewczyny będą radosne, smutne czy przepełnione lękiem.
Pomysł nie jest nowy, chociaż to mi nie przeszkadzało. Gorzej, że nie ma tu czegoś, czego bym się nie spodziewał, nic mnie nie zaskoczyło, a w pamięć zapadła może jedna scena. W sumie to dwie, ale ta druga była już w zwiastunie i to niestety najlepsza scena w filmie. Poza tym niespecjalnie interesująca przygoda działa się wewnątrz głowy Riley. Smutek i Radość ruszają w podróż po wspomnieniach głównej bohaterki, żeby odnaleźć te kluczowe, dzięki którym dziewczyna odzyska dobry humor i optymizm. Mamy więc teoretycznie podroż wgłąb umysłu 11-latki, ale w praktyce wycieczka po archiwum wspomnień to najsłabszy element filmu. Kiedy nie oglądałem emocji rządzących w centrum dowodzenia i ich przełożenia na zachowanie Riley – zwyczajnie się nudziłem.
Może oczekiwałem za wiele, ale szczerze powiedziawszy nie znalazłem tu tego geniuszu, o którym wszyscy wspominali. Sympatyczna animacja, ale nie pamiętam, żeby Pixar robił cokolwiek poniżej pewnego poziomu. Dlatego Inside out obejrzeć warto, ale do poziomu Wall-E czy Odlotu jest tu bardzo, bardzo daleko.