Upadki
Dzikie historie (Relatos salvajes)
Upadek Joela Schumachera z 1993 roku to film o człowieku, u którego suma drobnych niepowodzeń i nerwowych sytuacji skumulowała się w niekontrolowany wybuch agresji i morderczej pasji. W telegraficznym skrócie Dzikie historie to zbiór takich “upadków” – brutalnych reakcji kilku osób, którym puściły nerwy.
Film otwiera sekwencja w samolocie, gdzie zebrało się podejrzanie dużo ludzi, którzy znają Gabriela Pasternaka. W dodatku każdy z nich miał z wymienionym jakiś zatarg, kłótnię bądź postąpił wobec niego nieelegancko. Po chwili okazuje się, że sam zainteresowany też jest na pokładzie. W kokpicie. Z konkretnym zamiarem. Potem poznajemy kolejnych bohaterów w kolejnych etiudach, których motywem przewodnim są granice ludzkiej cierpliwości i to, co dzieje się, kiedy zostaną przekroczone. Mamy podobny do wspomnianego Upadku motyw ojca śpieszącego się na urodziny córki, którego auto niesłusznie odholowano. Jest młoda kelnerka, która musi obsłużyć mafioza pośrednio odpowiedzialnego za śmierć jej ojca. Poznamy pannę młodą odkrywającą na weselu zdradę męża, a także zobaczymy dość niezdarny pojedynek frustratów na szosie.
Poszczególne historie są pokazane w konwencji czarnej komedii. Nawet jeśli jest krwawo i brutalnie to w tak przesadzony sposób, że widz raczej się śmieje niż daje nastraszyć. W kilku momentach szczerze się uśmiałem, ale zabrakło mi tu jednak więcej powagi. W takim sensie, żeby wywołać jakąś refleksję na temat zemsty, granic wytrzymałości i tego jak łatwo czasem traci się kontrolę nad sobą. Zabrakło mi również jakiegoś, choćby minimalnego, elementu fabularnego, który spajałby wszystkie historie. Ostatni zarzut to właściwie przypadek i autorzy nie są tu odpowiedzialni. Historia Gabriela Pasternaka, ta w samolocie, niespecjalnie bawi rok po katastrofie lotu 9525 Germanwings w Alpach. Nikt tego nie mógł przewidzieć, ale skojarzenie nasuwa się automatycznie i trochę odziera wspomniane sceny z komizmu.
Podsumowując – można obejrzeć i pośmiać się z absurdalnego, czarnego humoru, ale ten film jest jak plotka, która jednym uchem wpadnie, a drugim wypadnie i za dwa dni nie pozostanie po niej nawet drobny ślad w naszym mózgu.