Platformówka doskonała
Ori and the Blind Forrest
Rzadko piszę o grach, bo i czasu na granie niewiele, i bardzo rzadko gram w dany tytuł w okolicach premiery, żeby zdążyć z tekstem kiedy temat jest relatywnie świeży. Czasem jednak stykam się z pozycją znaną i uznaną, ale i tak muszę skrobnąć parę słów, bo po prostu czuję, że muszę.
Jestem z pokolenia, które było świadkiem narodzin gier komputerowych w Polsce. Kwitłem w kolejkach przed giełdą komputerową. Grałem w piraty okrojone z muzyki i filmów. Pamiętam czasy kiedy to był jedyny sposób na granie, bo oryginałów w kraju nie szło kupić, ale też czasy chwilę potem. Kiedy oryginalna gra kosztowała jedną czwartą pensji mojej mamy i kupno nie wchodziło w grę. Ogrywało się wtedy wszystko co było, niezależnie od gustu. Teraz można lubić jeden gatunek i mieć nadal zawrót głowy przy wyborze tytułu, któremu warto poświęcić czas. Ba! Można grać 2-3 lata w jedną grę (World of Tanks, Fortnite) i się nie znudzić.
Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że ostatnimi czasy gram głównie w cRPGi czy sandboxy (Wiedźmin 3, Horizon Zero Dawn, Days Gone, Ghost of Tsutshima) i dawno nie tykałem klasycznych platformówek. Na święta zostałem jednak obdarowany aż trzema, a jedną z nich okazało się być “Ori and the Blind Forest: Definitive Edition” autorstwa Moon Studios. Arcydzieło cyfrowej rozrywki.
Dalej nastąpi lista pochwał, peanów i słodzenia, więc jeśli nie lubicie tego typu tekstów – odradzam lekturę, albo zalecam coś na chorobę lokomocyjną. “Ori…” jest bowiem grą zachwycającą, kompletną pod każdym względem i genialnie wręcz zbalansowaną.
Nawet dla osób nielubiących pada czy nieprzepadających za platformówkami, sterowanie jest do ogarnięcia w parę minut. Nie dość, że jest wygodne i doskonale wręcz intuicyjne, to jeszcze umiejętności postaci dawkowane są powoli i jest czas oswoić się z nowymi typami skoków czy w ogóle ruchu.
Grafika jest prześliczna. Sam nie wiem, czy bardziej podobały mi się tła czy pierwszy plan. A może fakt, że tak doskonale połączono jedno z drugim, że dostałem magiczny, żywy i różnorodny świat? Mamy bowiem kilka plansz/map, bardzo płynnie przechodzących jedna w drugą, a na każdej coś nowego i innego. Czasem zmienia się sposób działania grawitacji, czasem pojawiają się nowi wrogowie, czasem inny typ zagadek logicznych, ale wszędzie da się dojść czy wskoczyć bez szukania pomocy w internecie. Bywa, że trzeba pokombinować i pomyśleć, ale to tylko potęguje satysfakcję z późniejszego sukcesu.
Klimat uzupełnia bardzo prosta, ale wzruszająca historia. Nie napiszę na ten temat ani słowa, bo warto ją poznać na własną rękę. Do tego dochodzi cudowna, nastrojowa muzyka, której słuchałem jeszcze długo po skończeniu rozgrywki. Przejście tytułu zajęło mi coś koło 14,5h, ale na pewno da się to zrobić wielokrotnie krócej. Raz, że ja lubię zaglądać w każdy kąt i zwiedzać co popadnie. Dwa: nawet po skończeniu głównego wątku wróciłem do zapisu sprzed finału i ogarnąłem 100% mapy, “znajdziek” i innych bonusów.
Jeśli martwisz się o swoje umiejętności w grach zręcznościowych – niepotrzebnie. Są tu może dwie-trzy trudniejsze sekwencje, gdzie trzeba wykonać kilka kolejnych akrobacji w krótkim czasie, bo ściga cię woda/lawa/coś żywego, ale poza tym poziom trudności raczej nie zbliża się do tytułów dla “hardkorów” jak “Super Meat Boy”. Dodatkowo jeśli masz wystarczającą ilość energii, możesz decydować gdzie i kiedy wygenerować miejsce na zapis stanu gry. Nie ma tu więc – jak np. w “Hollow Knight” – sytuacji, że po każdej nieudanej próbie przejścia walki z bossem trzeba cofnąć się o pół mapy i za każdym razem żmudnie przebijać się, żeby znów podjąć wyzwanie.
Moim skromnym zdaniem “Ori and the Blind Forest: Definitive Edition” to gra obłędnie piękna, nastrojowa, doskonale udźwiękowiona, przemyślana, z genialnym, intuicyjnym sterowaniem. Warta każdej złotówki wydanej w sklepie. Premierę miała w 2015 roku (wersja definitive edition rok później), nie kosztuje wiele, a i wymagania sprzętowe ma jak na dzisiejsze czasy – wyjątkowo niskie. Poza tym dostępna jest na wszystkie platformy poza Sony. Znajdziecie ją na Xboxach, Nintendo Switchu i PC. Jedna z najlepszych gier, w jakie grałem w ogóle. Warto jak cholera! Dość powiedzieć, że w połowie rozgrywki zauważyłem sequel (“Ori and the Will of the Wisps”) na przecenie i kupiłem bez zastanowienia.