Czy AI już pisze scenariusze?
Gran Turismo
Hej czacieGPT, napisałbyś mi scenariusz? Poproszę o typową historię od “gamera – sim racera” do prawdziwego “racera”. CzatGPT pomielił, policzył i wypluł z siebie masę stron zapisanych drobnym druczkiem. Neill Blomkamp wziął skrypt i nakręcił na jego podstawie film fabularny pod tytułem “Gran Turismo”.
Czy tak było naprawdę? Możliwe, że nie, bo z napisów końcowych dowiemy się, że scenariusz napisali Zach Baylin i Jason Hall, ale ja wiem swoje. Standardowy protagonista-gracz, który gra w Gran Turismo i chce ścigać się naprawdę? Jest. Ojciec uważający to za stratę czasu i podcinający skrzydła? Jest. Piękna dziewczyna, do której gracz wzdycha, ale jest zbyt nieśmiały? Odhaczona. Rywal z toru, który jest bogaty i arogancki? Oczywiście, że jest. Bezpośredni konkurent do miejsca za kierownicą, który najpierw jest niegrzeczny, ale potem zostaje kumplem? Proszę bardzo! Element dramatyczny? A jakże! Stary i zgorzkniały ekskierowca wyścigowy, a teraz główny inżynier zespołu? Obowiązkowo!
Wiecie co jest najdziwniejsze? Czasem mówi się, ze coś jest “gotową historią na film”. W tym przypadku to prawda. Życie Janna Mardenborougha było jak scenariusz. Gracz zakręcony na punkcie Gran Turismo trafia do kampanii marketingowej Nissana i Sony PlayStation, gdzie promowano i znaną markę aut, i grę, i konsolę. Wsiada do prawdziwego Nissana GT-R i bierze udział w wyścigach. Ma tragiczny w skutkach wypadek na torze, a potem – mimo dramatu – podnosi się i zajmuje trzecie miejsce w jednym z najsłynniejszych wyścigów na świecie. Nic tylko brać, kręcić, wyświetlać w kinach i patrzeć jak kasa wpada na konto.
Niestety, diabeł – tradycyjnie – tkwi tam gdzie tkwi. Pomijam nawet fakt, że pewne wydarzenia z życia Janna pomieszano chronologicznie, żeby stopniować napięcie – zdarza się. Problem jest w scenariuszu. Historia idzie bowiem jednym torem odhaczając kolejne punkty, ale nie ma w tym ani życia, ani napięcia, ani niczego, co wybijałoby się ponad przeciętność.
Dialogi to koszmar. Napisane częściowo w dziale marketingu Nissana/Sony, bo nie chce mi się nawet liczyć ile razy padło hasło, że Gran Turismo to najlepszy i najbardziej realistyczny (pierwsze to subiektywna opinia, z którą się nie zgadzam, a drugie to nieprawda) symulator wyścigów w dziejach gier komputerowych. Hasło wciskane do konwersacji sztucznie i psujące odbiór, bo czuć w tym sztuczność i brak wyczucia. Podobnie z językiem, który ma trafić do graczy. Wiecie co mówi największy rywal (obrzydliwie bogaty zawodowy kierowca, gardzący grami) jak ma zamiar skasować Janna z toru? “Zaraz cię znerfię”. A co mówi stary wyga i inżynier pracujący w ekipie Nissana (również uważający granie gry za głupotę)? “Ale z ciebie noob”. Przecież to jest żałosne…
Podobnie z samymi wyścigami. Mają tyle wspólnego z rzeczywistością co boks w serii “Rocky” z prawdziwym sportem. Wiecie jak się wygrywa na torze? Trzeba posłuchać WAŻNYCH SŁÓW swojego inżyniera albo przypomnieć sobie jak tato mówi, że “nie dasz rady, to tylko głupia gra”, a potem wcisnąć gaz do dechy. Mijasz wtedy rywali jak pachołki i zdobywasz nagrody, pieniądze, sławę i – a jakże – dziewczynę. Urzekło mnie też uzasadnienie, że Jann rozpoznał zeszklone hamulce (tarcze) w samochodzie, bo “zna to z tej jakże realistycznej gry”. Litości…
Obsada jest i tyle można o nich powiedzieć. David Harbour jako główny inżynier/ex-kierowca próbuje tchnąć w swoją postać i w film trochę życia, ale średnio to wychodzi, bo nie ma z czego szyć. Scenariusz jest pretekstowy, opowieść jest płytka i pozbawiona emocjonalnej głębi. Postaci są papierowe – łącznie z głównym bohaterem. Nie ma tu żadnego punktu zaczepienia, chwilami nudziłem się niemiłosiernie.
Na plus zaliczam dwa elementy: wyścigi nakręcone są całkiem nieźle, kilka dobrych i dynamicznych ujęć, czuć prędkość i wtedy jakieś emocje modą się pojawić. Druga rzecz – powiązana z pierwszą – płynne przejścia między grą, a torem i z powrotem, żeby podkreślić skąd Jann ma swoje umiejętności. Bardzo ładnie to wygląda i od strony efektów specjalnych i dość pomysłowo pokazuje, że jakieś tam elementy w ściganiu na konsoli i w rzeczywistości mogą być wspólne.
Głównie marudzę, ale to nie jest koszmarny film, którego nie warto tykać. Mój współtowarzysz kinowy (lat prawie 9) był zachwycony. Nie widział – jak stary cynik na fotelu obok – stu starych schematów znanych z innych filmów i ogranych w bardzo mało oryginalny sposób. Dlatego jest szansa, że znajdzie się widownia na tego typu kino. Moim zdaniem to raczej zmarnowany potencjał. Naprawdę ciekawa i trochę szalona historia została opowiedziana w sposób nad wyraz nijaki. Zamiast ciekawego opowiadania historii i pogłębienia sylwetek bohaterów, a co za tym idzie emocji, dostajemy przydługą reklamę Nissana i Sony Playstation/Gran Turismo. Szkoda.