Finał historii Desmonda zakończony kraksą
Assassin's Creed III
Ostrzeżenie na start: recenzja zawiera lekkie spojlery.
Jest źle. Najgorsza odsłona serii, przy czym nie grałem w te na handheldy. Gdyby to była nowa gra od nieznanego studia – powiedziałbym, że to niezły tytuł i ma potencjał na więcej. Jako trzecia (a tak naprawdę piąta) część przygód Desmonda zawodzi i to w najmniej spodziewanych momentach. Przede wszystkim technicznie. Świat nie wygląda lepiej niż poprzednio, a bywają spadki FPSów poniżej 30 na PS3, tekstury się nie doczytują, grafika czasem tnie, bywają artefakty – dramat.
Interfejs miejscami pisał chyba Stevie Wonder: mamy sobie handel. Wysyłamy konwoje i handlujemy czymś co wytworzyliśmy/kupiliśmy. Konwój ma powiedzmy ładowność 15 miejsc. Chcesz wysłać 15 skór z niedźwiedzia na Wyspy Dziewicze? Nie ma problemu. Wchodzisz w menu towarów, szukasz ekwipunku Connora, szukasz w nim ‘bear pelts’ i wybierasz jedną sztukę. Potem wybierasz konwój i miejsce docelowe z kilku dostępnych. Trwa to długo, bo jest sporo rzeczy do przeklikania. No… ale przecież chcesz wysłać nie jedną a 15 skór więc cały ten cykl musisz powtórzyć 15 razy Za każdym razem od początku, bo nawet wybór produktu nie zostaje na poprzednio użytej opcji tylko wraca na start. Nie wiem jak to wyszło poza testy wersji alfa.
To jednak technikalia i detale. Da się żyć. Często gra mimo słabej mechaniki rozkochuje nas w sobie historią. Tu tego zabrakło. Tzn. to co się dzieje z Desmondem jest ciekawe ale już wydarzenia historyczne – słabizna. Okres wybrali fantastyczny i bogaty ale w grze w ogóle tego nie czuć. Co ciekawe kierujemy dwoma postaciami. Najpierw Haythamem Kenway’em, a potem Connorem. Niestety tym pierwszym tylko chwilę. Szkoda, bo to postać idealna na taką grę. Krwista, wyrazista, z nienagannymi manierami, dialogów z jego udziałem słucha się z przyjemnością. Potem trafia nam się Connor, który jest płaski, nudny, a charyzmy ma tyle co osiedlowy śmietnik. Wygłasza tylko ciężkie i patetyczne kwestie, jest idealistą i nieracjonalnym idiotą, którego wszyscy robią w jajo niemal bez ukrywania intencji. Żenująca postać. Szkoda, bo o takim Haythamie chętnie zagrałbym w trylogię, a o Connorze nie chcę słyszeć nigdy więcej.
Są też plusy. Dodatkowe warunki na 100% synchronizacji w misjach są wymagające ale wprowadzili checkpointy w trakcie zadania i można nawet wyłączyć grę. Nie trzeba zaczynać od początku. Do tego bitwy morskie i pływanie okrętem – najlepsze od czasów Pirates! Sida Meiera. Zadania poboczne i dodatkowe wyzwania – jest ich tu masa i naprawdę wciągają. Dużo bardziej niż główny wątek.
Multi niewiele różni się od poprzedników co dla mnie jest plusem. Wprowadzili tryb wolfpack czyli gracze kontra AI i 25 sekwencji, w których trzeba zabijać szybko, sprawnie i bez wykrycia. Spełniając najlepiej dodatkowe kryteria (a to acrobatic kill, a to stunt itp.). Oczywiście żeby trafić na zgraną ekipę trzeba mieć szczęście. Większość biega bez sensu i zabija cele jak leci zdobywając mało punktów i tracąc cenny czas. To jednak normalne w sieci i nie jest winą gry.
W każdym razie skończę jak zacząłem: gdyby AC3 było nową grą z nowej serii miałoby szansę na ocenę w okolicy 7 z nadzieją na więcej. Jako finał pewnego cyklu (AC-AC2-ACB-ACR) zawodzi na wielu warstwach i o kupowaniu DLC nie pomyślałem nawet przez chwilę.
P.S. Connor jest tak słabą postacią, że przez ponad pół rozgrywki kibicowałem… templariuszom.
Assassin's Creed III
-
5/10