Ewolucja filmów o małpach
Ewolucja planety małp (Dawn of the Planet of the Apes)
Planeta małp z Markiem Wahlbergiem, delikatnie mówiąc, nie zachwyciła mnie. Ot, letni blockbuster. Nowa próba resetu oryginalnej serii była ok ale zdecydowanie czegoś jej brakowało (link). Zgodnie z zasadami (nomen omen) ewolucji, Ewolucja planety małp jest lepsza od poprzedniczki. Nie będę piał z zachwytu, bo przyznam się bez bicia – ten klimat nigdy mi nie leżał. Gadające szympansy to abstrakcja, której nie jestem w stanie traktować poważnie, tak wiecie, zupełnie na serio.
Historia ma miejsce dekadę po wydarzeniach z pierwszej odsłony. Wirus małpiej grypy, spreparowany przy poszukiwaniu leku na chorobę Alzheimera, zdziesiątkował ludzkość. Na ziemi zostały resztki homo sapiens, jakieś 2% populacji, genetycznie odporni na chorobę. Przy okazji znalazło się sporo miejsca dla małp. Okazuje się, że stworzyły sobie dom i całkiem nieźle funkcjonującą zbiorowość. Akcja filmu zaczyna się kiedy mała grupka ludzi próbuje uruchomić elektrownię wodną. Ta jednak znajduje się na terytorium zamieszkanym przez Cezara i jego pobratymców.
Całość opowiada o zderzeniu tych dwóch światów. Raczkującego społeczeństwa człekokształtnych, namiastki małpiej cywilizacji ze społeczeństwem ludzi w późnej fazie upadku. Co ciekawe – więcej tu podobieństw niż różnic. Dobre i rozsądne małpiszony mają swoich odpowiedników po ludzkiej stronie tak jak i każdy ma tu swojego mąciwodę i rozrabiakę. Chociaż te ostatnie określenia są zbyt delikatne na indywidua mściwe, agresywne i brutalne. Jedyne co mnie trochę raziło to zero-jedynkowość. Wszystkie postaci są tu bardzo jasno określone. Nie ma żadnej szarej strefy. Pozytywni bohaterowie są krystalicznie czyści, negatywni to zło wcielone. Wiem, że to nie dramat psychologiczny Lyncha ale nawet w takich filmach jak Avengers bywają niejednoznaczne kreacje.
O aktorach niewiele można napisać. Wszystkie kreacje niezłe ale to zdecydowanie jest opowieść głównie o małpach. Ludzie są tu raczej na drugim planie, jako uzupełnienie historii.
Osobny akapit muszę napisać o stronie technicznej. Nie wiem czy jest sens robić nominację i całą Oscarową szopkę jeśli już teraz wiadomo kto wygra w kategorii efektów specjalnych. Mogę tylko zgadywać ile pracy kosztowało stworzenie tak dobrze wyglądających małp: z całą fizjonomią, mimiką, detalami i sposobem poruszania się. W dodatku takiej ilości. Mamy tu powiem sceny batalistyczne z obecnością setek małpich bohaterów na ekranie. Po prostu czapki z głów przed specami od efektów. Nie mam pytań.
Kiedy myślę o wadach – nie wiele przychodzi mi do głowy. To co przychodzi – byłoby tylko czepianiem się detali. Mimo to ocena nie jest przesadnie wysoka, bo odczucie mam jedno: to jest niezły film i tyle. Nie wiem czy to dlatego, że klimat mi nie leży czy po prostu znów zabrakło nieokreślonego “czegoś”. Fani pierwszej części mogą dodać do oceny jedno oczko, jeśli nie dwa.
P.S. Multikino zupełnie niechcący zapewniło lepszą immersję: na seansie były dwie małpy na sali kinowej. Jedna głośno komentowała kilka scen, druga najpierw rechotała z tych niby-żartów, a potem odebrała telefon jak gdyby nigdy nic. Na szczęście film okazał się zbyt dużym wyzwaniem intelektualnym i para po godzinie wróciła do wrocławskiego zoo.