Ostatnio dwie sprawy poraziły mnie całkowicie. Obie dotyczą feminizmu, czy raczej skrajnej odmiany: femi-nazizmu, który jest teraz bardzo modny. Jest jednocześnie wynaturzeniem tego, o co walczyły feministki starej daty. Bo teraz moi drodzy WSZYSTKO jest patriarchalne jeśli nie jest po myśli tych bab. Wszystko.

     Pierwsza sprawa – głośna od dawna – to klipy na youtube Anity Sakreesian. Dziewuchy, która za punkt honoru postawiła sobie udowodnienie, że gry komputerowe to siedlisko dyskryminacji kobiet, mizoginii i wszelkiej nienawiści do płci pięknej. Nieważne jak nietrafione podaje przykłady (Mario to mizogin pierwszej wody!!!), zdobywa światową sławę, poklask i dla wielu staje się bohaterką. Szowinizm jest w każdej grze i koniec. Nawet jak “niby” nie ma, to jest, bo bohaterki płci pięknej mają męskie cechy i są twardzielkami. A to już jest dyskryminacja. Bo przecież Lara Croft zamiast wspinać się, bić i strzelać mogłaby hodować koty i czytać książki. O to chodzi? Nie, bo sama autorka kiedy podaje przepis na grę idealną (czyt. nieszowinistyczną, KLIK ) wychodzi na to, że wpada we własne sidła. Jej bohaterka to dziewczyna-ninja, która tłucze wszystkich facetów dokoła. To jest równość w grach wg Anity. Normalnie miałbym to gdzieś ale popularność Anity i jej sposobu myślenia zaczyna zatruwać tzw. środowisko. Na razie tylko dziennikarzy z branży ale jednak. Niedługo, w kolejnej części Mass Effect będzie można grać już tylko Shepardem-kobietą, żeby ktoś czasem nie pozwał BioWare.

     Druga sprawa to rzecz świeżutka. Misja Rosetta – jedno z największych osiągnięć ludzkości, “schwytanie” komety przez sondę i umieszczenie na niej lądownika. Lot trwał dwanaście lat! Mały gif działający na wyobraźnię, pokazujący jak trudne to musiało być zadanie:

TUkKuhf

Po sukcesie jeden z naukowców na gorąco udzielił wywiadu. Wiecie co jest dziś tematem numer jeden? Koszulka, którą śmiał ubrać na ten dzień. Taka o:

1

     Koszulka jak się okazuje obraża miliony kobiet jeśli nie wszystkie i jednoznacznie odrzuca je jako potencjalne pracownice Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA). Co w sumie ważne dla sprawy: ponoć to koszulka jedna na świecie, zrobiona na zamówienie i podarowana mu jako prezent. Przez KOBIETĘ. Pomijam już jak wieśniacko, tak ogólnie, wygląda ten ciuch. Sam bym go w życiu nie ubrał, ale co to zmienia?

     Ani nie ma na nim gwałtu, ani nie ma przemocy wobec kobiet. Nie ma swastyki, sierpa i młota, nie ma przekreślonego krzyża (choć temu te durne baby pewnie by przyklasnęły). Wiele z wymienionych przeze mnie symboli mogłoby naprawdę być nie na miejscu. Związane są z niewyobrażalnymi zbrodniami i zbrodniarzami. Ale kilka roznegliżowanych dziewczyn? W dowolnym kiosku leżą czasopisma bardziej hardcorowe niż ta koszulka i to dla wszystkich możliwych preferencji (w granicach rozsądku), i co? Będziemy palić salony prasowe? Wracając do sprawy. Stado femi-nazistek zrobiło z tego taką burzę w necie, że chłop rycząc przeprasza: KLIK. Zagotowałem się. Gość właśnie dokonał, wraz ze swoim zespołem, rzeczy historycznej. Zamiast cieszyć się i zbierać owoce ciężkiej, wieloletniej pracy, musi się tłumaczyć jakimś durnym babom. Babom, które z szukania wszędzie i zawsze przejawów rzekomego szowinizmu zrobiły biznes i sposób na lans. Smutne muszą mieć życia. Jak na ironię to środowisko lubuje się w jazdach po takich fanatykach religijnych jak Tomasz Terlikowski, a dla mnie to jest dokładnie ten typ tylko druga strona barykady.

     Kiedy patrzę na to co się stało z feminizmem, zastanawiam się: gdzie i co poszło nie tak? Najpierw słuszna walka o prawa wyborcze i podobne, a teraz? Wprowadzanie parytetów. Te oczywiście z automatu definiują kobiety jako gorsze, niezdolne do wybijania się bez takich “perków”. Do tego dyskryminują całą masę innych ludzi. Dlaczego nie ma parytetów dla rudych, mańkutów, gejów, miłośników zwierząt i emerytów? Feminazistkom tak naprawdę nie chodzi o żadną równość. Im chodzi o takie typowe (żeby nie napisać typowo babskie) “ma być po mojemu albo jesteś szowinistą”. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ten skrajny rodzaj feminizmu (feminazizm) jest jak Solidarność. Kiedyś symbol walki o wolność i najbardziej doniosłe wartości, a dziś polityczny potworek, przybudówka do partii opozycyjnej, która w danym momencie potrzebuje związkowych zadymiarzy. Maszynka do zbijania kapitału różnej maści. Od kasy po rozpoznawalność. Dziś, dzięki kilku sprytnym, zawistnym babom więcej się mówi o wieśniackiej koszulce niż o największym sukcesie człowieka w kosmosie od dobrej dekady albo dwóch. Gratulacje. Ludzkość w końcu sczeźnie na tej planecie, tonąc w absurdzie własnej rzeczywistości.

Comments

comments