Ja… umiem kopać.
Steamworld Dig
Grywalność to najważniejsza cecha dobrej gry. Można mieć siedem miliardów wielokątów, pierdylion dolarów budżetu i fotorealistyczną grafikę – jak gra nie przyciąga, nie kusi, nie nęci – lipa. Na Steamworld Dig trafiłem przypadkiem. Przyjaciel pokazał mi grę na zasadzie: o, takie coś mam jeszcze na Steamie. Potem dostałem grę za darmo w ramach abonamentu PS Plus i… zako(p)chałem się po uszy.
Pomysł jest prosty. Wcielamy się w robota, który trafia do małego miasteczka gdzieś na “robocim” dzikim zachodzie. Wujek miał tu kopalnię, ale odszedł do krainy wiecznych tranzystorów. przejmujemy po nim schedę: kilof i masę ziemi/skał do przerzucenia. Ot i cała fabuła. Nie ona jest tu istotna. Radość daje bezstresowe kopanie coraz głębiej i głębiej. Po drodze unikamy robali, uważamy, żeby głazy nie spadły na głowę, zbieramy kopaliny (klejnoty, metale), zamieniamy na dolary, a za te kupujemy lepszy sprzęt. Są lepsze kilofy, mocniejszy pancerz czy świder o napędzie parowym. Zwiedzamy poboczne jaskinie, gdzie można znaleźć kolejne ulepszacze i rozwiązać przy okazji jakiś zręcznościowy problem szukając bonusów.
…i tyle. Brzmi banalnie, ale powiadam wam – tak jak w Cywilizacji czy Herosach był syndrom jeszcze jednej tury – tak tutaj mam ciągle syndrom jeszcze kilku metrów do przekopania w dół. A nuż trafi się jaskinia z jakimś cudem techniki parowej. Będzie łatwiej kopać dalej. W dół i w dół.
* – Tytuł wpisu nie jest przypadkowy. Dla ciekawskich polecam genialny odcinek Laboratorium Dextera: S01E16.