Sequel grzechu nie warty
Sin City 2: Damulka warta grzechu (Sin City: A Dame to Kill For)
Znajomy stwierdził, że Sin City 2 jest dla Sin City tym, czym (niestety) druga część 300 dla oryginału. Czyli: jedynka była fajna, dwójka koszmarna, a jedyne warte uwagi detale to cycki Evy Green. Cóż, zaryzykowałem i zgadzam się z tym zdaniem. Połowicznie. No, może w dwóch trzecich. Za drugim razem styl graficzny nie robi już takiego wrażenia. Pamiętam, że pierwszy kontakt z Sin City rzucił mną o ścianę. Forma była odważna, ciekawa i bardzo spójna z komiksowym pierwowzorem. Nadal buduje to specyficzny klimat, ale już nie ma tego pozytywnego szoku.
Jeśli więc forma trochę się opatrzyła, musi być treść. No i tu jest problem. Naliczyłem w sumie cztery historie. Dwie krótsze, dwie dłuższe. Tak naprawdę tylko jedna w miarę ciekawa i interesująca. Wstęp z Marvem daje radę, bo budzi skojarzenia z jedynką, a nostalgia to paskudna, ale skuteczna broń filmowców. Opowieść Dwighta (świetny Brolin, świetna Green) naprawdę mnie wciągnęła i uważam, że spokojnie poziomem dorównuje nowelom z pierwszego Sin City. Natomiast zupełnie nie załapałem o co chodziło w epizodzie Josepha Gordona-Lewitta. Zapowiadało się dobrze, pojawił się nawet Doc Brown (aka Christopher Lloyd), a puenta wydała mi się niegodna i nietrafiona. Zmarnowany potencjał. Ostatnie dwadzieścia minut seansu to wyjątkowo słaby i nudny finał historii Nancy i Hardigana. Mimo, że cały film trwa nieco ponad półtorej godziny – ta część po prostu była żenująco słaba.
Poza znanym już Marvem, postaciami Evy Green i Josha Brolina zabrakło mi kogoś zapadającego w pamięć. Kogoś jak postać Elijah Wooda w jedynce. W odróżnieniu od 300 2, nie żałuję, że sięgnąłem po Sin City 2. Sequel nawet nie próbuje konkurować z niemal doskonałym pierwowzorem, ale spokojnie daje się obejrzeć. Z małych detali jeszcze: nie cierpię jak na przestrzeni dwóch filmów zmienia się aktorkę odgrywającą tą samą postać. Tak miałem z Rachel Dawson w Batmanach Nolana, tak samo mam tutaj z Miho. Wiem, że to rola epizodyczna, ale właśnie krótki występ Devon Aoki w Sin City bardzo zapadł mi w pamięć i aktorka grająca w dwójce, doskonale nijaka, umniejsza znaczenie tej postaci. Szkoda. Ogólnie jednak – po wszystkich negatywnych opiniach – nie mogę powiedzieć, że jestem zawiedziony. Nie żałuję poświęconego czasu.