Shane Black – bardzo równy gość
Nice Guys. Równi goście (The Nice Guys)
Na dzień dobry plaskacz dla polskiego dystrybutora. Można było zostawić tytuł oryginalny. Można było przetłumaczyć jako Równi goście (bardzo fajne tłumaczenie!), ale po kiego grzyba? Dawać w polskim tytule i to i to? Gdzie tu sens? Nawet nieszczęsny, nadchodzący Łotr jeden nazywa się Łotr jeden, a nie “Rouge One. Łotr jeden”. Ble. No, ale skoro mamy to za sobą – koniec narzekania. Dosłownie. Czego bowiem można się spodziewać jak idziesz na film autorstwa Shane’a Blacka? Dla przypomnienia: gość napisał scenariusz Zabójczej broni, Ostatniego skauta (najlepsze teksty w filmie sensacyjnym ever!) i Kiss kiss bang bang (tu także reżyserował). Najnowsza komedia sensacyjna to połączenie wspomnianych tytułów i jeszcze coś więcej. Czy muszę coś jeszcze pisać?
Holland March to prywatny detektyw. Pierdoła, cwaniaczek i oszust żerujący na naiwności starszych pań. Prywatnie wdowiec samotnie wychowujący pyskatą nastolatkę. Jackson Healy to kastet do wynajęcia. Nie ma wielkich życiowych ambicji, kasuje ludzi za obijanie facjaty innym ludziom. Jest silny, twardy i zdecydowany. Dziewczyna, której szuka ten pierwszy wynajmuje tego drugiego, żeby pozbyć się problemu. Tak panowie się spotykają i – jak to bywa w tego typu produkcjach – sprawa okaże się mieć drugie dno, a Holland i Jackson muszą współpracować, żeby zrozumieć co się tak naprawdę dzieje zanim ktoś skróci ich o głowę.
Fabuła jest tak naprawdę mniej ważna, bo cały film stoi na fundamencie zbudowanym przez Ryana Goslinga i Russela Crowe’a. Takiej chemii na ekranie między postaciami nie było od czasów takich klasyków jak Zabójcza broń właśnie. Obaj są po prostu niesamowici i na zasadzie przyciągających się przeciwieństw dosłownie każda scena z ich udziałem rozkłada na łopatki. Mógłbym z automatu, zaraz po seansie, obejrzeć dwa kolejne filmy z udziałem tej dwójki. Perfekcja. Jak już chwalę aktorów to wielkie brawa należą się Angourie Rice. Ekranowa córka Goslinga to najlepszy dziecięcy występ od nie pamiętam kiedy. Jest naturalna i wiarygodna, kompletnie uciekła od znanego motywu “młodziutki aktor, widać, że się stara i przesadnie egzaltuje”. Dla osoby odpowiedzialnej za casting – piątka z plusem.
Na to wszystko nakłada się niesamowity i wiarygodny obraz lat 70tych XX wieku. Disco, kolory, wydziwiane marynarki i niesamowite amerykańskie samochody z tamtej epoki. Cud, miód i malina. W filmowym kinie, jakby się nic nie zmieniło do dziś, sequele – na ekranie widać reklamę Szczęk 2. Klimat jest świetny, a na to wszystko nakłada się jeszcze nastrój rodem z Kiss kiss bang bang. Jest zabawnie, ale kilka razy historia potrafi zaskoczyć brutalnym i mrocznym epizodem. Uśmiech kilkukrotnie zastygł mi na ustach kiedy reżyser gwałtownie zmienił ton.
Jeśli miałbym na siłę szukać wad to napisałbym, że spisek, który tropią bohaterowie mimo, że prosty to przedstawiony jest w przesadnie skomplikowany sposób, ale to tyle. Poza tym to powiew świeżości w kinie napakowanym remake’ami, sequelami, prequelami i rebootami. Fantastyczna, ciut mroczna komedia sensacyjna z rewelacyjnymi kreacjami i świetnym humorem. Jeśli komuś podobali się Agenci (2 guns) to Równi goście są pozycją o klasę albo dwie lepszą. Pozycją obowiązkową!