Trauma, zwierzaki i poszukiwanie swojego miejsca
Kupiliśmy zoo (We Bought a Zoo)
Benjamin Mee (Matt Damon) to sympatyczny i trochę nieogarnięty ojciec dwójki dzieci. Wdowiec – żona zmarła po ciężkiej chorobie. Ben próbuje zacząć życie na nowa, ale potrzebna jest znacząca zmiana w ich życiu. W romantycznym zrywie kupuje nowy dom, a w komplecie z nim… nieduże, podupadające zoo. Ma nadzieję, że nowe miejsce i nowe wyzwania pozwolą tak jemu jak dzieciom na pogodzenie się ze śmiercią ukochanej mamy i żony.
Kino familijne jakiego dawno nie widziałem. Obyczajowe, z elementami tak komedii jak i dramatu. Niewiele się dzieje, za to bardzo dobrze i ciekawie pokazane są ludzkie emocje i interakcje między ludźmi. Problemy samotnego ojca z wychowaniem pociech, żałoba i żal, które nie chcą odejść nawet po dłuższym czasie, wyzwania w opiece nad zwierzętami, ale także w kontaktach z pracownikami ogrodu zoologicznego. W tym z piękną Kelly (Scarlett Johanson).
Oglądając Kupiliśmy zoo co chwilę albo śmiałem się, albo wzruszałem. Nie ma tu przesadnego patosu, nie ma zadęcia i moralizatorstwa. Prosta opowieść o rodzinie jakich wiele zmusza do zastanowienia się nad kilkoma poważnymi tematami. Za to właśnie polubiłem ten film i zachęcam do obejrzenia. W możliwie największym gronie rodzinnym. Przekrój pokoleniowy dowolny, każdy znajdzie kilka scen dla siebie.