Czasem nie lubię mieć racji. Tak po prostu. Jak usłyszałem, że pojawi się pełnometrażowy film w świecie “Breaking Bad” z Jesse Pinkmanem, pojawił się w mojej głowie Han Solo: “I have a bad feeling about this”. Przeczucie Cię nie myliło stary przemytniku, niestety.

Z uwagi na fakt, że “El Camino” jest swoistym epilogiem do “Breaking Bad”, w tekście pojawią się spojlery z serialu. Jeśli nie widziałeś/aś jednej z najlepszych produkcji telewizyjnych w historii, a zamierzasz – odradzam czytanie dalej.

     Akcja rozpoczyna się dokładnie tam, gdzie skończył się serial. Pinkman ucieka samochodem z miejsca ostatecznego starcia z gangiem neonazistów. Musi wziąć się w garść, zaplanować kolejne kroki, a potem jak najszybciej zniknąć i… tyle. Materiału, który wymyślono na potrzeby filmu, starczyłoby najwyraźniej na jeden dodatkowy odcinek, więc dostajemy jeszcze trochę retrospekcji z czasów, kiedy Jesse był więziony w osławionej klatce. Niczego ciekawego te sceny nie wnoszą, a wręcz trochę szkodzą, bo w serialu (szczególnie pod koniec) z oczu Pinkmana można było wyczytać, co przeszedł. Nie trzeba było tego pokazywać.

     Retrospekcje są groteskowe, bo oglądamy krótki i nieciekawy epizod o weekendzie, jaki Pinkman spędził z Toddem (Meth Damon for life!;), pomagając temu drugiemu w… porządkach. Jeśli ktoś niedawno skończył oglądać wszystkie odcinki – może mieć niezłą zagwozdkę, bo Todd między pojawieniem się w historii, a potem zgonem w finale, miał najwyraźniej jakiś epizod depresyjny, bo przytył 20 kg i postarzał się na twarzy o dobre 10 lat. To sprawia, że jeszcze zabawniej (w nieintencjonalny sposób) wypadają te krótkie powroty do przeszłości.

     W teraźniejszości Jesse się myje, ubiera, chowa i szuka środków finansowych pozwalających zniknąć. Przy okazji trafia przypadkowo na spawacza, który pomagał zrobić uprząż do zniewolenia Pinkmana podczas pracy dla nazistów, więc mamy na siłę stworzonego, słabiutkiego antagonistę. Finałowe starcie między nimi jest tak kreskówkowe i groteskowe, że Królik Buggs by się nie powstydził. Nie napiszę dokładnie, o co chodzi, ale to po prostu trzeba zobaczyć. Niekoniecznie poświęcając dwie godziny na cały film, ale ten moment warto znać, bo gdyby mi ktoś powiedział, że będzie taka wrzutka – chyba bym nie uwierzył.

 

VS

     “El Camino” to nudny, miałki i niepotrzebny epilog do genialnie opowiedzianej historii Waltera White’a. Nie wiem, czy to bezczelny skok na kasę, czy może twórcy naprawdę myśleli, że robią coś fajnego. Pomylili się mocno. Można z tego materiału wykroić jeden standardowej długości odcinek “Breaking Bad”, ale i tak byłoby to tylko osłabienie wydźwięku szekspirowskiego finału całej serii. Niech za komentarz wystarczy fakt, że jedyna naprawdę ciekawa scena w całym filmie to retrospekcja, gdzie Walter i Jesse rozmawiają o przyszłości. Cała reszta mogłaby (i powinna) nigdy nie powstać. Polecić produkcję mogę tylko fanatykom historii White’a, którzy są w stanie obejrzeć wszystko, byle tylko znów wrócić do tego świata. Innym odradzam szczerze.

El Camino: Film "Breaking Bad" (El Camino: A Breaking Bad Movie)

Linki

Filmweb, IMDb

Comments

comments