300 Zacka Snydera to ciekawy eksperyment filmowy. Komiks przeniesiony na ekran niemal z dokładnością kadru. Nie zachwycił mnie ponad miarę, oglądało się w miarę. Druga część jest dowodem na to, że pierwsza to była ładna, ale jednorazowa sztuczka magiczna.

30003

     Nie chcę w chodzić w detale, bo nie ma sensu rozkładać Początku imperium na czynniki pierwsze. Nie ma w zasadzie o czym pisać. Główny bohater – Temistokles –  nie ma ćwierci tej charyzmy co Leonidas. Nic dziwnego, wszak jego kumplem jest Smutny Pan Jezus. Eva Green jako Artemizja bardzo chce wypaść groźnie i robi straszne miny, ale wygląda jak nastolatka pizgająca focha na rodziców, którzy jak zawsze niczego nie rozumieją. Sceny bitew są obraźliwe dla zdrowego rozsądku. Wiem, że konwencja nie jest realistyczna, ale w jedynce były przynajmniej sensowne okoliczności. Wąskie przejście, łatwe do zablokowania przez małą grupę. Tu bitwy morskie wyglądają cudacznie. Persowie rzucają niepoliczalne siły na 10 Greckich okrętów, a potem bitwa wygląda jakby stosunek sił był 1 do 1. To i tak nieźle, bo miałem wrażenie po scenach odpraw przed bitwą, że obrońców Hellady jest dosłownie dwudziestu.

30002

     Sequel to marna próba powtórzenia sukcesu jedynki. Niestety, nie da się dwa razy zaskoczyć tym samym. Jest nudno, bez pomysłu i bez polotu. Tak naprawdę  dobrze ogląda się tylko ostatnią bitwę i scenę zbliżenia głównych bohaterów. Nie miałem pojęcia, że Eva Green ma tak zniewalający biust. Końcowa ocena to suma. Dwa punkty za bliźniaki panny Green, dwa za całą resztę. Jak ktoś chce zobaczyć najważniejsze – polecam “wyguglać” scenę seksu i ostatnią bitwę. Poza tym nie ma tu nic wartego uwagi.

300: Początek imperium (300: Rise of an Empire)
4/10

Linki

Filmweb, IMDb

Comments

comments