“John Wick” i “Uprowadzona” to dwa pierwsze tytuły, które przychodzą do głowy po seansie. Ten pierwszy z oczywistych względów: przy produkcji pracowała część ekipy odpowiedzialnej za sukces trylogii z Keanu Reevesem. M.in. Derek Kolstad, który napisał scenariusz do “Nobody”, a wcześniej do każdej z części krwawych przygód Wicka.

     Jeśli chodzi o drugie skojarzenie, to u podstaw leży nazwisko aktora wcielającego się w tytułowego “nikogo”, czyli Boba Odenkirka. Podobnie jak kiedyś Liam Neeson, nie jest to pierwsze nazwisko, które przychodzi człowiekowi do głowy na hasło “bohater kina akcji”. Zaryzykuję nawet tezę, że nie znalazłoby się w pierwszej dziesiątce. A tu zaskoczenie, bo – podobnie jak z Neesonem w “Uprowadzonej” – casting okazał się idealny.

     Hutch Mansell pracuje w niedużej fabryce. Mieszka na przedmieściach. Jeździ do pracy autobusem. Ma żonę, syna i córkę. Małżeństwo wydaje się dogorywać, a pierworodny uważa ojca za nieudacznika. Wszystko się zmienia, kiedy na dom Mansellów napada dwójka zdesperowanych złodziei. Wydarzenie budzi demony tkwiące w Hutchu, a jego więcej niż interesująca przeszłość dochodzi do głosu.

     Brzmi znajomo? Owszem. Zamiast martwego psa mamy rodzinę w niebezpieczeństwie, ale reszta się zgadza. Sprawa eskaluje do wojny z rosyjską mafią i jej socjopatycznym szefem: Julianem Kuzniecowem. Wypisz, wymaluj “John Wick”. Co ciekawe – jest podobnie, ale nie tak samo, a różnic jest wystarczająco dużo, żeby “Nikt” stał mocno na własnych nogach.

     Największa w tym zasługa Boba Odenkirka, który wypadł rewelacyjnie. Jego bierna postawa wobec życia i frustracja dosłownie wyłażą z ekranu, więc kiedy dostaje okazję wyładowania się na bandytach, dosłownie czujemy jego katharsis i ulgę, jaką przyniosła mu fizyczna konfrontacja. Jego bohater nie jest tylko papierowym twardzielem i bezwzględnym mścicielem.

     Na drugim planie mamy świetną Connie Nielsen w roli żony. Rola zagrana przyzwoicie, ale szkoda, że aktorka nie dostała więcej do zagrania. Postać potraktowana po macoszemu. Do tego dawno niewidziany Christopher Lloyd w roli ojca Hutcha – zawsze miło go widzieć. Aleksiej Sieriebriakow, jako czarny charakter, też wypadł zacnie. Przerysowany i szalony w odpowiednich proporcjach.

     Twórcy filmu mają odpowiedni dystans do swojej produkcji. Dzięki temu wiemy, że nie wszystko jest tu śmiertelnie poważne i mimo stawki nadal oglądamy kino rozrywkowe. Bijatyki, strzelaniny czy pościgi to – bez zaskoczenia – poziom pierwszego “Johna Wicka”. Ogląda się świetnie, jest efekciarsko, ale bez wariackiej kamery i sztucznego podkręcania dynamiki starć. Jedynie finałowa bitwa momentami popadła moim zdaniem w zbyt groteskowy klimat, ale to drobna wada.

     Polecam “Nobody” wszystkim miłośnikom i miłośniczkom kina akcji. Krótki, zwarty i efektowny film sensacyjny, który nie traktuje się bardzo serio, ale jest wystarczająco poważny, żeby przylepić się emocjonalnie do bohaterów i kibicować im przez całą drogę do świętego spokoju.

Nikt (Nobody)
8/10

Linki

Filmweb, IMDb

Comments

comments