Po okrągłych 30 latach – drugie podejście Nintendo
Super Mario Bros. Film (The Super Mario Bros. Movie)
Nie byłbym sobą gdybym nie zaczął od narzekania. Premiera światowa: 5 kwietnia 2023, premiera w Polsce: 26 maja 2023. Trzeci świat. Powiało latami dziewięćdziesiątymi kiedy na niektóre filmy standardowo czekało się po 3 miesiące. Na zachodzie nowa wersja przygód włoskich hydraulików pojawiła się już w ramach serwisów VOD, a u nas dopiero wchodzi na wielkie ekrany, no ludzie kochani, XXI wiek… Do tego jeszcze ten polski tytuł. “Super Mario Bros. Film” – po co komu ten dodatek na koniec? Ludzie pomylą się i wyjdą z kina bez kupienia biletu, bo pomyślą, że to gra?
Tyle marudzenia, dalej będzie już tylko lepiej. Mimo że dostrzegam zalety w wersji z 1993 roku i na pewno nie zaliczam jej – jak wiele rankingów – do najgorszych filmów w historii, wiem, że to był niezbyt udany eksperyment. Tym razem ani dwójka reżyserów (Aaron Horvath, Michael Jelenic), ani scenarzysta (Matthew Fogel) nie poszli w dziwaczne cyberpunkowe wizje, halucynogennego grzyba czy dystopię. Jest kolorowo, przygodowo, wesoło, czyli dokładnie tak, jak w grach na platformę Nintendo.
Luigi i Mario próbują powstrzymać awarię wodociągów na Brooklynie i zupełnym przypadkiem zostają wessani to świata po zupełnie innej stronie tęczy. “Zielony” brat ma pecha i niemal od razu wpada w łapy podłego Bowsera więc tytułowy Mario będzie musiał ruszyć z misją ratunkową. Nie będzie sam, bo po kolei zyskuje sprzymierzeńców znanych ze świata Nintendo: księżniczkę Peach, Toada, Donkey Konga i całą armię innych stworków. Cel? Powstrzymać Bowsera, który szantażem chce zmusić księżniczkę do ślubu, a w ramach prezentu szykuje coś iście potwornego.
Animacja jest przepiękna. Kolorowa, żywa, dynamiczna, a jednocześnie ani przez chwilę na ekranie nie panuje chaos. Mimo że kilkukrotnie w nawiązaniu do gier mamy najprawdziwsze platformowe “etapy”, mamy wyścigi gokartów żywcem wyjęte z Mario Kart, a także widowiskową bitwę. Wszystko poukładane tak, że nawet młodsi widzowie nadążą i nie dostaną oczopląsu od ilości rzeczy dziejących się na ekranie albo znanych z innych produkcji szybkich cięć, żeby zdynamizować akcję.
Oglądałem wersję z napisami więc ciężko mi ocenić polski dubbing. Oryginalny brzmi rewelacyjnie. Chris Pratt wbrew obawom jest zwykłym Mario, bez silenia się na sztuczny i komiczny włoski akcent. Charlie Day jako Luigi wypada równie dobrze, szkoda tylko, że tak go mało. Podobnie Keegan-Michael Key jako Toad. Bardzo dobry, ale wolałbym, żeby więcej miał w filmie do zrobienia (i powiedzenia). Najlepsi i w zasadzie bezkonkurencyjni są jednak “brzuchaci z Hollywood”. Seth Rogen jako Donkey Kong i Jack Black jako Bowser to najlepszy dubbing od dawna w tego typu produkcjach. Panowie wcielili się w swoje postacie z ogromnym zaangażowaniem i dali im więcej życia i charakteru niż znamy z gier.
Na tym tle bardzo blado wypadła Anya Taylor-Joy jako Peach. Księżniczka ma dość istotną rolę, zaliczyłbym ją do 2-3 głównych w filmie, a głos jest stonowany, niezbyt emocjonalny i jakby trochę przeszła obok roli. Widzę w serwisach, że to jej trzeci dubbing (wcześniej: Playmobil. Film i Ciemny kryształ: Czas buntu, oba z 2019 roku) i może to brak doświadczenia?
Kiedy piszę te słowa, “Super Mario Bros. Film” ma wg box office 1.25 mld $ z czego w samych stanach 550 mln $. Przy budżecie w wysokości 100 mln $. Nawet jeśli doliczyć drugie tyle na marketing – sukces jest oszałamiający i (moim zdaniem) zasłużony. Mało tego, nie jestem zdziwiony. My tu sobie żyjemy w kraju pecetów i trochę konsol Sony i Microsofu (od dekady, może dwóch). U nas telefony to Androidy, a jak ktoś ma iPhone to naraża się na wytykanie palcami.
W Stanach jest dokładnie odwrotnie. iPhone to do niedawna był synonim smartfona, a jakieś Samsungi czy inne LG to miała garstka hipsterów. Trochę się to z czasem zmieniło, ale Apple nadal trzyma ponad połowę (!) rynku w kraju gdzie mieszka ponad 300 milionów ludzi. Podobnie z konsolami, w USA od dawien dawna Nintendo było głównym centrum rozrywki w domu, a Mario, Luigi i reszta ekipy to postacie kultowe. Dlatego kiedy kilka pokoleń graczy dostali bardzo ładny, prosty i przyjemny film z ukochanymi osobnikami ze świata gier – musiało się udać.
I tu w zasadzie jedyny zarzut jaki mogę sformułować: jeśli nie znasz w ogóle gier Nintendo, jeśli nie kojarzysz mechanik z tychże gier, ominie cię sporo zabawy w wyłapywanie smaczków, odniesień, żartów i easter eggów. Czy to oznacza brak radochy w kinie? Absolutnie nie! Bez tej wiedzy obejrzycie po prostu kompetentną produkcję dla dzieci i dorosłych gdzie nie będziecie się nudzić ani przez chwilę.
Przyczepić można się też do przesadnej prostoty fabularnej i niezbyt dobrze zarysowanych bohaterów, ale ja rozumiem ten kierunek. Mamy do czynienia z pierwszą produkcją z (zapewne) wielu, która ma być bramą do nowego, cudownego świata i dla tych, którzy się na grach wychowali i dla totlanych nowicjuszy. Zadanie to spełnia dobrze i teraz, w kolejnych odsłonach można iść w bardziej skomplikowane sylwetki bohaterów, morały i przesłania. Tymczasem polecam wizytę w kinie samemu lub z pociechami, nie zawiedziecie się.
PS Ze swojej strony dodam jeszcze, że pewien epizodyczny emo-duszek to absolutny sztos i każda jego kwestia to mistrzostwo świata. Urzekła mnie pewna scena z pewnym utworem będąca bardzo subtelnym hołdem/ukłonem w stronę Chrisa Pratta, a właściwie w stronę pewnego bohatera, którego portretuje w innej serii 😉