Polak potrafi (wydymać rodaka)
ex Secret Service/Pixel
Jakiś czas temu skrobnąłem parę słów o pierwszym numerze wskrzeszonego czasopisma Secret Service. Dziś jestem w połowie lektury numeru drugiego i jak się okazuje… ostatniego. Najpierw jednak kilka słów wyjaśnienia.
W połowie tego roku pojawiły się plotki, ze SS wraca. W wakacje ruszyła wielka “crowdfundingowa” akcja na polakpotrafi.pl mająca dofinansować projekt. Zakładany cel (93 tys. pln) osiągnięto w mniej niż dobę. Ostatecznie zebrano dokładnie 284 110 pln! Tempo i efekt niespotykane dotąd w Polsce w tego typu przedsięwzięciach. Jak to się stało? Ano wskrzeszono markę, która w latach 90-tych była jedną z najmocniejszych na rynku prasy traktującej o grach. Rzesza fanów poszła na studia, do pracy, pali legalnie papierosy i ma dzieci. Nie jest dla tych ludzi problemem wysupłać ot tak te 60-80-120 pln, żeby dorzucić się do projektu, który wskrzesi albo choć przez jakiś czas przypomni cudowne lata podstawówki czy liceum. Cała kampania opierała się na silnym nawiązywaniu do przeszłości. Logo SS na stronie, znani i lubiani redaktorzy, obietnice powrotu kultowych działów i tym podobne zagrania marketingowe. Wszystko nadal do obejrzenia tutaj.
Najpierw okazało się, że lista fundatorów SS, tzw. “hall of fame” (do którego trzeba się było wkupić wysupłując odpowiednie pieniądze) pojawi się tylko w egzemplarzach dla darczyńców. Czyli sami sobie mogą pokazywać, że wskrzesili legendę, bo kioskowi nabywcy nigdy listy nie zobaczą. Ok, niby drobnostka. Dalej, pod koniec października gruchnęła informacja, że z redakcji odchodzi Pegaz Ass. Ba, dowiedzieliśmy się, że właściwie wcale w niej nie był. Służył tylko radą i pomocą przy pierwszych numerach. Wolne żarty.
Co więcej, Waldemar Nowak to jedyny właściciel marki Secret Service. To w sumie najistotniejsza kwestia. Wczoraj na “fanpejdżu” SS ukazało się oświadczenie redakcji, w którym najważniesze zdania brzmią: “Idea Ahead (wydawca) nie dysponuje już prawami do marki „Secret Service”. Wróciły one do właściciela, czyli spółki Bronwald. Prawa do tytułu były licencjonowane na podstawie umowy, która wygasła. Oznacza to, że nie będziemy już wydawać czasopisma pod tytułem „Secret Service”. Nie mamy żadnej wiedzy, czy pismo pod tą nazwą będzie się nadal ukazywało – decyzje w tym zakresie leżą wyłącznie po stronie właściciela tytułu.“. Tak jest. Zgadza się. Nie będzie więcej Secret Service. Ani jednego numeru. Tzn. na pewno nie w najbliższym czasie i nie autorstwa tej ekipy. Dostaniemy w zamian nowe czasopismo Pixel z tym samym składem redakcyjnym. Zastanawiam się jak to się stało i widzę dwie możliwości. Pierwszy scenariusz: ewidentny wałek od samego początku. Jest pomysł na nowe pismo ale środków na rozkręcenie nie wystarczy. Kupujemy na kilka miesięcy od Pegaza prawa do SS, robimy wielki szum, trzepiemy kasę na nostalgii i sentymentach, a po dwóch numerach “jakoś to będzie”. Damy radę. Druga opcja: skrajna niekompetencja. Nie planowali takiego biegu wydarzeń ale (znów) pokłócili się z Pegazem i ten zabrał zabawki. Tylko jak można poważnie traktować ludzi, którzy planują wielki powrót pisma na lata (albo chociaż na 6 numerów, które dostanie część darczyńców), a prawa do marki maja zapewnione na niecałe pół roku wprzód? Przecież to brzmi jak amatorszczyzna w najgorszym wydaniu. Jeszcze smakowity cytat prosto ze strony polakpotrafi.pl:
“5. Na jakim etapie są prace związane z powrotem Sikreta na rynek?
[…]
– sprawy formalno-prawne zostały zapięte na ostatni guzik, by już nigdy się nie powtórzyły stare problemy”
O ironio! Jakby tego było mało – domena dla nowej strony została zarejestrowana pod koniec października więc to nie jest w żadnym razie zaskakująca sytuacja dla samej redakcji. Arogancko brzmi zresztą całe oświadczenie, bo mam wrażenie, że nie ma tu specjalnie refleksji czy wstydu. Nie padło nawet zwykłe “przepraszamy”. Jest informacja, że prawnie nie mają tytułu SS na swój użytek, ale będzie nowe pismo i będzie fajnie. Bla bla bla. Co z ludźmi, którzy chcieli powrotu swojego pisma-legendy, a nie jakiegoś Pixela? Co z tymi, którzy w opłaconym pakiecie zamiast sześciu numerów Sikreta dostali dwa, a teraz zostaną obdarowani pięcioma wydaniami pisma, którego normalnie by nie wsparli? Co z tymi, którzy mają na półce kufle z logo pisma-legendy, a w szafie koszulkę “wskrzesiłem Secret Service”? Mogą sobie to wszystko wsadzić w (pardon my french) dupę.
Pomijam już zawiłości prawne i niesnaski w zespole – nikt nie wpadł na pomysł, żeby zacząć od czołobitnych przeprosin? Od błagania o wybaczenie? Zamiast tego w dobę po oświadczeniu zniknął “fanpejdż” czasopisma, a forum na nowej stronie nie działa. Po co odpowiadać jakoś na reakcję zawiedzionego motłochu? Kasa się zgadza. Zebrano prawie 300 tys. na rozruch nowego pisma kosztem czyjegoś sentymentu i tyle. Nie podoba się? Spadać na bambus frajerzy! Niezły tupet.
Nic to. Nie czuję się oszukany. Po pierwsze dlatego, że nie wsparłem akcji własnym groszem (choć planowałem) i obydwa numery kupiłem w kiosku. Po drugie – w czasach zamierzchłych kochałem miłością bezwarunkową Świat Gier Komputerowych, do SS sentymentu nie mam. Szkoda mi po prostu wszystkich ludzi, którzy dali się nabrać. Żal zawiedzionych nadziei i sentymentów. Nie byłem fanem SS ale zawsze wymieniałem to pismo jednym tchem obok ŚGK, Gamblera, Top Secret czy CDA. Teraz będzie mi się kojarzyć raczej ze spółką Art-B. Z wałem, z niekompetencją, z zawiedzioną rzeszą fanów.
Last but not least – rekordowa akcja “crowdfundingowa” w Polsce okazuje się wielką ściemą. Przed kampanią sikreta ten typ wspierania czy to gier czy innych projektów w naszym kraju dopiero raczkował. Po takiej aferze zapewne padnie na pysk i długo się nie podniesie. Jeśli w ogóle kiedykolwiek. Finał nie jest trudny do przewidzenia. Pixel wyda maksymalnie dwa numery. Przy trzech będę szczerze zaskoczony. Osobiście na pewno nie kupię. Dla zasady. Zostaje jeszcze masa oszukanych darczyńców – kto wie czy nie skończy się pozwem zbiorowym o zwrot kasy. Byłaby to może jakaśa nauczka dla kolejnych biznesmenów-cebulaków. Chociaż szczerze wątpię. Nikt tak nie wydyma Polaka jak inny Polak. Mamy to w genach.
Widzę tylko jedno sensowne wyjście z twarzą: przeprosić, wyjaśnić jak wyglądała sytuacja z prawami do marki od A do Z, a na koniec oddać kasę ze zbiórki tym, którzy tego sobie zażyczą. Utopia, wiem.
AKTUALIZACJA:
Doszły w międzyczasie dwie nowe informacje w tej sprawie. Jeden wpis od naczelnego zrzucający całą winę na Pegaza i jego rzekome fanaberie. Przy okazji wyszło, że umowa była podpisana prawie bez czytania, bo “się podjarano” i to najwyraźniej nie było najważniejsze. Czyli jednak niekompetencja, a nie ewidentny wałek. Zawsze to jakiś pozytyw. Trochę później pojawił się wpis na facebooku Pixela przepraszający za sytuację. Dodatkowo redakcja oferuje rekompensaty i bonusy dla tych, którzy sponsorowali powrót Sikreta. Można też uzyskać zwrot proporcjonalnej kwoty za niedostarczone cztery numery pisma. Dobre i to. Szkoda, że poniewczasie.
AKTUALIZACJA (13.12.2014):
Pegaz postanowił zabrać głos. Podana przez niego, bardzo konkretna lista dat i wydarzeń jest tutaj. Oczywiście odwrócona o 180 stopni w stosunku do tej naczelnego magazynu Pixel. Sprawa znów wygląda bardziej jak zaplanowany przekręt niż niekompetencja i robienie po łebkach. Prawda tradycyjnie może leżeć gdzieś po środku. Póki co mamy słowo przeciw słowu. Plus wersji Pegaza jest taki, że niektóre fakty, jak chociażby “zawarta zostaje BEZTERMINOWA umowa licencyjna” dość łatwo można będzie zweryfikować. Oby ktoś w końcu powiedział “sprawdzam” i wyłożył karty (papiery, umowy) na stół.