Nie chcę, nie będę, nie zgadzam się, odmawiam, protestuję! Nie i koniec! Raz na epokę pojawia się na tym świecie wizjoner. Człowiek o niebywałej wiedzy i z niespotykanym poczuciem humoru. Potrafiący połączyć żenadę i dowcip w idealnych proporcjach. Przedostatni raz pokazał się, kiedy zaproponował, by nazwać Dr Strange’a w polskich kinach doktorem Dziwago. Niestety dystrybutorom zabrakło odwagi i wyobraźni. Dlaczego przedostatni? Albowiem ostatni raz objawił się w serialu “The Boys”, gdzie w polskich napisach Homelandera nazwał… Ojczyznosławem. Geniusz niedoceniony za życia. Ku mojej rozpaczy komuś decyzyjnemu w Amazon Prime Polska (czy innym oddziale giganta) cojones skurczyły się, lub cofnęły do jamy brzusznej i w drugim sezonie imię supka nie jest już tłumaczone. Pochylmy się nad tym okrutnym brakiem wyobraźni w minucie ciszy…

     Mając największy żal wyrzucony z organizmu, napiszę wam, jak widzę drugi sezon “Chłopaków”, który niedawno miał swój finał. Zaznaczę tylko wcześniej, że zgadzam się z wysoką oceną pierwszej serii, którą recenzował (one and only) Dael Daelowicz Daelov (o tutaj: KLIK). Było mięsisto, gęsto od ciężkiej atmosfery, daleko od marvelowskiego blichtru i całkiem na serio, z pojedynczymi mrugnięciami do widza. Jedynie finał wydał mi się odrobinę zbyt “telenowelowy”, jeśli mogę tak powiedzieć…

Jeśli nie oglądałaś/eś do tej pory żadnego odcinka serialu – odradzam czytanie dalej, spojlery mogą popsuć zabawę, szczególnie chętnym na oglądanie pierwszego sezonu.

     Chłopaki schodzą do podziemia i ukrywają się już przed wszystkimi: CIA, FBI, policją, wojskiem i oczywiście Supkami. Każdy chce ich dopaść. Hughie tradycyjnie przeżywa sytuację najmocniej, ale nie chce siedzieć z założonymi rękami. Homelander zamierza przejąć władzę nad Vought i rozdawać karty. Tajemniczy Pan Edgar niespecjalnie chce na to pozwolić i zatrudnia nową supkę w miejsce Deepa: krnąbrną i niebezpieczną Stormfront. Deep przechodzi (momentami przezabawną) przemianę i odbywa podróż (nomen omen) w głąb samego siebie. Butcher, jako ten polski rolnik: szuka żony, a w okolicy pojawiają się nowi super-terroryści.

     To nie wszystkie wątki, ale szkoda miejsca na rozpisywanie się o nich to raz. Dwa: są jednym z problemów drugiego sezonu. Jest ich po prostu za dużo. Mnóstwo pobocznych, ale nie ma jednego, który stanowiłby oś wydarzeń, swego rodzaju kręgosłup opowieści. W poprzedniej serii mieliśmy Hughiego, śmierć dziewczyny, żądzę zemsty, która zaprowadziła go głęboko do króliczej nory. Teraz natomiast mamy sporo luźno powiązanych ze sobą opowieści, którym brakuje wspólnego mianownika.

     Jakby tego było mało sporo miejsca zajmują niewiele wnoszące wypełniacze. Ot, trzy osoby robią sobie wycieczkę i możemy spędzić z nimi trochę czasu słuchając tego, co już wiemy i obserwując zabawne interakcje, które jednak nie są żadnym novum. Wiemy przecież, kto kogo lubi, kto jest zasadniczy, a kto beznadziejnym romantykiem. Gdyby to dotyczyło nowych twarzy – czemu nie, ale mając jedynie 8 odcinków, nie powinno się marnować czasu na takie “questy”.

     Tym większe zdziwienie ogarnęło mnie po finałowym epizodzie, który w końcu (trochę po łebkach, ale jednak) zaczął spinać w jedną sensowną całość, by na koniec zachwycić. Tak, moim zdaniem ostatni odcinek ratuje drugi sezon przed popadnięciem w przeciętność i rozmienieniem swojego fenomenu na drobne*. Historia kończy się (póki co) z przytupem i niedosytem. Szachownica została – jeśli nie wywrócona – to zdrowo potrząśnięta i mam ochotę zobaczyć kolejną partię.

     Jako, że jednym z producentów jest Eric Kripke (twórca m.in. “Supernatural”), jednego możecie być pewni: następny sezon raczy nas kolejną partią świetnych, klasycznych kawałków rockowych, popowych, które można sobie odświeżyć, albo usłyszeć po raz pierwszy (i pokochać). Nie brakuje też znaków szczególnych serii: gore, brutalna przemoc połączona z groteskowym, ale też mrocznym poczuciem humoru. Niektóre sceny znów sprawią, że nie wiadomo co bardziej powinniśmy odczuwać: ubaw czy obrzydzenie? Nie brakuje też obśmiewania współczesnych zjawisk społeczno-politycznych. Dostaje się po równo: zwolennikom białej Ameryki i wyborcom Trumpa tak samo jak tym, którzy na przypinaniu wszędzie tęczy i tematów LGBT próbują zarobić kilka dodatkowych dolarów.

     Aktorzy nadal bawią się na planie dobrze i czuć dzięki temu chemię między postaciami. Poza oczywistą gwiazdą, Karlem Urbanem, znów najlepiej wypada Antony Starr jako Ojczyznosław (tak, tak i koniec :P), ale i nowe postacie sprawdzają się dobrze. Aya Cash jako Stormfront jest wybitna i budzi dokładnie takie odczucia w widzu, jak powinna. Pojawia się też Shawn Ashmore znany jako Iceman z X-Menów w roli… zobaczycie sami, bo to kolejny “easter egg” i dowód na przewrotne poczucie humoru twórców. W każdym razie casting na pięć z plusem i nawet drugi plan jakościowo nie zaniża poziomu.

     Tak jak pisałem: sezon numer dwa miał swoje wzloty i upadki, ale finał dostarczył mi wystarczająco dużo rozrywki i dał tyle satysfakcji, że na trzecią serię czekam z niecierpliwością. Oby tylko wrócili do bardziej zwartej opowieści i nie tłukli na potęgę kolejnej masy niepotrzebnych wątków pobocznych. Warto odnotować też, że Eric Kripke ściągną kumpla z “Supernatural”. W kolejnym sezonie jednego z supków ma zagrać Jensen Ackles aka Dean Winchester. Nie mogę się doczekać.

The Boys, sezon 2
7/10

Linki

Filmweb, IMDb

* – chociaż to kwestia czasu, bo niestety, twórcy czy producenci “The Boys” idą drogą, którą sami wyśmiewają w serialu. Pojawiła się informacja, że szykowany jest spin-off serialu o latach młodości supków, dziejący się w klimatach studenckich. Pecunia non olet, ale czuć swąd odcinanych kuponów.

Comments

comments