Mało mnie tu ostatnio, mało tekstów, ale wyjaśnienie jest prozaiczne. Poza życiem, które nie daje wytchnienia i upałami, które zagotowują nawet najbardziej wytrzymałe mózgi, mamy Euro 2020. Co prawda w 2021 roku, ale pandemia postawiła tyle spraw na głowie, że mistrzowska impreza piłkarska w nieparzystym roku z parzystym numerem w logo już nikogo nie dziwi.

     Nie dziwi też fakt, że atmosfera wielkiego piłkarskiego święta jest słabo wyczuwalna. Składa się na to kilka czynników. Wspomniana pandemia na pewno nie pomogła. Ludzie z powodu COVID-19 mają milion poważniejszych spraw na głowie niż latanie za kadrą czy chodzenie na strefy kibica (których nie ma, albo bywają z rzadka). Wiele rodzin poniosło najcięższą z możliwych strat, inni stracili pracę, albo reanimują swój biznes, jeszcze inni próbują siłować się z własnym organizmem, żeby przymusić opornego przeciwnika do powrotu do dawnej formy. Nie ma lekko, ciężko w takim okresie wykrzesać z siebie więcej entuzjazmu niż kibicowanie przed telewizorem.

     Nie pomaga też prawdopodobnie najgorsza i najgłupsza reforma turnieju od początku jego istnienia. Rozgrywanie meczów na 12 stadionach rozrzuconych po całej Europie to – nie boję się tego słowa – skrajny debilizm. (Ob)leśne dziadki z UEFA kombinowały tak: skoro w jednym/dwóch krajach jest zawsze gorączka turniejowa i krociowe zyski dla sponsorów to jak Euro będzie na całym kontynencie to i gorączka rozleje się na całą Europę. A tu nie dość, że pandemia pokrzyżowała plany to jeszcze okazało się, że jak turniej jest wszędzie to w zasadzie nie ma go nigdzie. Nawet z miast, gdzie rozgrywane są mecze, dochodzą głosy, że niespecjalnie czuć atmosferę.

     Do tego dochodzi jeszcze niesprawiedliwy rozkład meczów. Polacy w grupie przy trzech spotkaniach zrobią samolotami ponad osiem tysięcy km. Trójmiasto – Sankt Petersburg – Trójmiasto – Sevilla – Trójmiasto – Sankt Petersburg. O ile mniej odpoczynku i czasu na regenerację? Ile łażenia po lotnisku, jeżdżenia autokarami, siedzenia w samolocie? Taka Hiszpania gra trzy mecze u siebie. Anglicy też. Gdzie tu jakaś sprawiedliwość i równe szanse? Zasady, które obok fair play nawet nie leżały…

     Jak już jestem przy starych (nie)dobrych działaczach: po wydarzeniach z Kopenhagi UEFA powinna wymienić garnitur ludzi. Cały. Szczególnie tzw. “górę”. Jakby ktoś jakimś cudem nie słyszał: Christian Eriksen, duński pomocnik padł na murawę bez kontaktu z przeciwnikiem pod koniec pierwszej polowy meczu z Finlandią. Medycy ruszyli na pomoc, a kibice byli świadkiem horroru. Niemal od razu okazało się, że chłopak “się zatrzymał” i podjęto czynności mające przywrócić krążenie. Nie chcę się znęcać nad realizacją tego meczu, bo szkoda słów na krytykę pokazywania z bliska masażu serca i strzałów z defibrylatora. Tak samo jak spuszczę zasłonę milczenia na studio TVP, w którym padły pytania, które nigdy nie powinny paść (tak, wiem, stres, trudna sytuacja, wszystko na żywo, ale pytanie się gości co z turniejem jak piłkarz umrze kiedy go jeszcze reanimują jest poniżej wszystkiego).

     Parę godzin później usłyszeliśmy, że to prawdopodobnie zawał, Eriksen odratowany i stabilnym stanie, a piłkarze zdecydowali o dograniu meczu ad hoc. Moim zdaniem to fatalna decyzja, ale podniosły się głosy, że nie nam oceniać, nie nam krytykować, decyzja piłkarzy i musimy uszanować. A teraz okazuje się, że to nie było jednomyślne, a gangsterzy z UEFA dali Duńczykom ultimatum: gracie teraz, gracie jutro w południe albo oddajecie mecz walkowerem. Szeroki wachlarz opcji dla dorosłych facetów, którzy przed chwilą widzieli jak ich kumpel bez wyraźnego powodu padł na murawę i umarł na kilka minut. Nie jestem w stanie wyrazić słowami jak bardzo gardzę decydentami, którzy uznali, że to jest fair i najważniejszy jest kalendarz turnieju. Dla tych samych ludzi incydent pseudo-rasistowski to dobry powód do przerwania meczu i dokończenia innym razem (KLIK!), ale już umierający na murawie piłkarz niekoniecznie. Bo turniej. Ręce nie mają gdzie opadać.

     A propos rąk, które nie mają gdzie opadać. Polska kadra tradycyjnie zaczęła imprezę z przytupem. Oklep od słabej Słowacji w stylu tradycyjnych eurowpi…oli polskich ligowców na start zawiódł “odrobinę” oczekiwania kibiców. Jeden z najsłabszych występów kadry jakie widziałem za życia biorąc pod uwagę stawkę i przeciwnika. Po pierwszej kolejce jawiliśmy się jako najsłabsza ekipa ME. Nie będę jednak rozwodził się nad tym meczem, bo jesteśmy po drugim spotkaniu gdzie (jak rzadko!) zgodnie z zapowiedziami chłopaków była rehabilitacja. Była ambicja, była drużyna grająca o wspólny cel, tzw. jeżdżenie na tyłka, gryzienie murawy, walka i skakanie za kumplami w ogień. Dla odmiany to był najlepszy mecz kadry za mojego życia znów, biorąc pod uwagę stawkę i przeciwnika. I marudzenie, że Hiszpania zagrała słabo mam gdzieś. Remis na ME z drużyną typowaną jako jeden z faworytów to olbrzymi sukces. Czapki z głów przed chłopakami. Wlali w moje serce nadzieję i czekam na mecz ze Szwedami z niecierpliwością. Do boju Polsko!

Comments

comments