Tytuł. Bo zawsze jakiś jest. Często bywa owocem nadgorliwości dystrybutora albo tłumacza. Mając jedno słowo: “farewell”, czyli po prostu “pożegnanie”, wymyśla się “kłamstewko”. Niby koresponduje nieźle z treścią filmu, ale może by tak po prostu uszanować intencje twórców i pozostawić taki tytuł, jaki sobie wymyślili? Nie mówiąc już o tym, że “kłamstewko” brzmi bardziej jak komedia romantyczna albo inna komedia pomyłek.

     Zostawmy jednak dziwne akrobacje językowe i przyjrzyjmy się Lulu Wang, reżyserce, która oparła scenariusz o elementy wzięte z własnego życia i stworzyła z nich bardzo nastrojową opowieść, która zadaje sporo pytań i na żadne nie daje jednoznacznej odpowiedzi. To lubię najbardziej: obejrzyj sobie drogi widzu wycinek rzeczywistości, poznaj inne zwyczaje dalekich kultur i sam odpowiedz: dobrze się stało czy źle? Co sam byś zrobił(a) na miejscu bohaterki?

     A bohaterką jest Billi. Trzydziestoletnia Chinka mieszkająca w Nowym Yorku. Dowiaduje się, że jej ukochana babcia ma raka i najwyżej miesiąc czy dwa życia przed sobą. Sytuacja jakich wiele, z małą, maleńką, tyciutką różnicą. Babcia nie ma pojęcia o swojej chorobie. Rodzina w porozumieniu z lekarzami utrzymuje staruszkę w błogiej niewiedzy. Po części to kwestia społeczna, jak mówi jeden z bohaterów: w Chinach, w ich kulturze życie nie należy do Ciebie tylko do społeczności. Odwrócenie o 180 stopni tego, co Billi zna z życia na zachodzie: indywidualizmu, wolności jednostki do wiedzy o sobie i decydowania o własnym życiu. Po części to kwestia placebo. Urzekło mnie inne zdanie, które pada w filmie: “strach zabija szybciej niż rak”. Z tytułowym kłamstewkiem, a właściwie z rzeczywistością opartą na nim zmierzyć się musi nie tylko dziewczyna wychowana na styku kultury chińskiej i amerykańskiej, ale też cała familia. Żeby pożegnać babcię, pobyć z nią jeszcze trochę, zostaje zorganizowane naprędce wesele jednego z kuzynów. Wszyscy będą musieli robić dobrą minę do złej gry. Jakim kosztem?

     Widać, że dla Lulu Wang temat jest bliski sercu. Od filmu bije niesamowite ciepło i całkowita bezpretensjonalność. Reżyserka pozwala nam być z bohaterami tak blisko, w tak intymnych sytuacjach, że po 20 minutach czujemy się częścią rodziny Billi. Razem lecimy na wesele, razem znosimy babcine uwagi na temat tego, że wnuczka nadal jest sama, a już trzydziestka za pasem, razem jesteśmy zawstydzeni i zażenowani próbami swatania nas z przystojnym lekarzem. Razem kłamiemy babci w żywe oczy. Nie znajdziemy tu nadęcia i patosu. Dramat jest cichy, rozgrywający się głównie w głowach bohaterów, a cierpienie jest kameralne, schowane z tyłu głowy. Przecież babcia nie może zauważyć.

     Doceniam “Kłamstewko” już tylko za włączenie mnie w bardzo osobisty dramat, ale to nie wszystko. Lulu Wang, jak wspominałem, nie komentuje poczynań swoich bohaterów. Nie ma jednoznacznego zdania, czy kłamstwo jest w tym przypadku uzasadnione czy nieludzkie. Z jednej strony rodzina bierze na siebie ciężar świadomości choroby i związanej z nią, prawdopodobnej śmierci. Babcia dzięki temu żyje w błogiej nieświadomości i względnym szczęściu. Z drugiej: mimo wiedzy o stanie rzeczy nie można zapłakać, nie można się pożegnać, nie można dać po sobie poznać. Olbrzymia odpowiedzialność, olbrzymi ciężar. Najlepszy jest fakt, że kiedy usłyszałem zarys fabuły, miałem już w głowie gotowy pogląd. Jak tak można? Nieludzkie! Po seansie tak naprawdę nie wiem co myśleć. Dalekowschodnie podejście wcale nie wydaje się być pozbawione tak logiki, jak i podstaw. Duża w tym zasługa Lulu Wang i wrażliwości, z jaką opowiedziała tę historię.

     Awkwafina, odtwórczyni roli Billi, znana do tej pory głównie z ról komediowych (“Jumanji: Następny poziom“, “Bajecznie bogaci Azjaci“) tym razem daje się poznać jako aktorka dramatyczna i chylę czoła. Billie ma sarkastyczne poczucie humoru, bywa opryskliwa, ale przez cały seans widać w jej oczach, na jej twarzy całą gamę emocji, których nie da się wyrazić dialogami. Mieszanka talentu Awkwafina i świetnego poprowadzenia jej przez Wang dały piorunujący efekt. Nominacja do Oscara nie byłaby kontrowersyjna ani trochę.

     Kilkukrotnie przy corocznych utyskiwaniach na brak kobiet/niebiałych osób w gronie nominowanych do Oscara padało w tym sezonie nazwisko reżyserki “The Farewell”. Śpieszę donieść, że o ile zazwyczaj to tylko marudzenie nadpobudliwych aktywistów, o tyle w tym przypadku jak najbardziej uzasadnione. Wrzuciłbym Lulu Wang chociażby w miejsce Todda Phillipsa, bo “Joker” akurat reżyserię miał w najlepszym wypadku hm… niedoskonałą. Warto poznać Billi, warto poznać jej babcię, warto dowiedzieć się więcej o dalekowschodniej kulturze i skonfrontować ją z własnymi poglądami.

Kłamstewko (The Farewell)
8/10

Linki

Filmweb, IMDb

Comments

comments