Liam Neeson od czasu “Uprowadzonej” przyzwyczaił nas do wypuszczania co jakiś czas filmu, w którym gra emerytowanego twardziela. Szuka córki, ucieka, by udowodnić swoją niewinność, musi kogoś pomścić albo wyrównać rachunki. Schemat zawsze ten sam, efekty różne, w zależności od konkretnego tytułu.

     Mark Williams stwierdził, że i on chce mieć w swoim reżyserskim portfolio produkcję z gatunku “Neeson tłucze niegrzecznych panów”. Napisał więc – wraz ze Stevem Allrichem – scenariusz filmu “Uczciwy złodziej”. Szkoda, bo panowie mogli w tym czasie zrobić coś pożytecznego. Pomóc w domu, wziąć udział w Szlachetnej Paczce czy zająć się czymś, co nie sprawiłoby, że w święta a.d. 2020 siedzę i obwiniam się o bezpowrotne zmarnowanie ponad 90 minut życia.

     Napisałbym, że zaczyna się nieźle, ale po co kłamać? Neeson gra nieuchwytnego złodzieja, obrobił kilkanaście banków na przestrzeni lat i służby nawet nie zbliżyły się do namierzenia go. Poznał jednak kobietę idealną i zamierza oddać się w ręce FBI, odsiedzieć swoje i zacząć uczciwe życie. Taki jest z niego “Uczciwy złodziej”! Sytuacja się komplikuje, gdy mniej uczciwi agenci zamierzają zatrzymać skradzioną gotówkę i pozbyć się świadka. Tom, bo tak ma na imię, musi ujść z życiem, zdemaskować bandytów z odznakami i oczyścić swoje (niezbyt) dobre imię. Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? Tak? Ja też, bo oryginalności tu tyle co w typowym hicie disco polo.

     Czy jednak taka “Uprowadzona” była oryginalna? Na dużym poziomie ogółu nie, ale akcja była szybka, emocjonująca i wciągająca. “Uczciwy złodziej” nie ma ani jednej z tych cech. Seans to droga przez mękę albo świetny pomysł na nadrobienie maili i aktualności z social mediów. Prawdziwy pojedynek toczy się nie na ekranie, a w kinie, salonie czy gdziekolwiek oglądacie. Wy kontra smartfon. Jak długo wytrzymacie bez sięgania po gadżet? Mnie udało się pomiziać ekran dopiero po godzinie, ale z chęcią sięgnięcia walczyłem w pocie czoła od trzydziestej minuty.

     Film jest nielogiczny, bezbrzeżnie nudny, z fatalnymi kreacjami aktorskimi. Wszyscy wyglądają jakby na plan zgłosili się w przerwie między poważną pracą a życiem prywatnym. I tylko po to, żeby zainkasować gażę przy możliwie minimalnym wysiłku. Sam Liam Neeson, zazwyczaj najjaśniejszy punkt nawet słabszych produkcji, tutaj wygląda na zmęczonego i zniechęconego. Wątek romantyczny, będący głównym motorem napędowym bohatera, jest tak nijaki i pozbawiony chemii, że prędzej uwierzyłbym w romans między wspomnianymi agentami FBI. Poza tym słuchajcie, czy ktokolwiek poważny w Hollywood zatrudnia w roli czarnego charakteru (albo w ogóle, w jakiejkolwiek roli) Jaya Courtneya? Szanujmy się panie Williams!

     Sceny akcji są nakręcone beznadziejnie, statycznie i bez żadnego pomysłu. Kamera sterczy wpatrzona w jeden punkt, a aktorzy udają szamotaninę w bardzo nieprzekonywający sposób. Jedynie pościgi samochodowe mogą od biedy ujść za znośne, ale pozostałe sekwencje wzbudzają litość i żal. Szczególnie wtedy kiedy kamera nieudolnie przesuwa się tak, żeby nie pokazać, że jeden z bohaterów po prostu czeka na swoją kolej do oklepania przez tytułowego złodzieja.

     O dziurach fabularnych i kompletnie nielogicznym zachowaniu bohaterów nie chce mi się już pisać, bo musiałbym chyba stworzyć osobny tekst. “Uczciwy złodziej” wygląda jak projekt ambitnego dzieciaka z liceum, który bardzo chce nakręcić film akcji, ale jeszcze nie wie jak. Scenariusz stworzył w weekend i nikt po drodze go nie czytał, nie poprawiał, zdjęcia na planie trwały dwa dni, a pre- i postprodukcja w sumie tydzień. Budżet stanowił pewnie jakieś 10-15 mln $, z czego 3/4 poszły na gażę Neesona. Z tych powodów odradzam seans z całą mocą. Tytułowy złodziej wcale uczciwy nie jest. Ukradnie wam 90 minut życia i już nigdy nie odda.

Uczciwy złodziej (Honest thief)
2/10

Linki

Filmweb, IMDb

Comments

comments