Dwa poprzednie spin offy o przygodach Rosomaka to niezamierzone dramaty dla fanów tej postaci. Szczególnie Geneza, bo The Wolverine do pewnego momentu był całkiem niezły. Dopiero w trzecim akcie wszystko się rozpadło. Jakby tego było mało – zwiastuny do Logana mnie nie porwały. O ile pierwszy był w porządku, o tyle kolejne z dziewczynką robiącą rzeźnię wydały mi się groteskowe i kompletnie oderwane od klimatu. Dodajmy, że reżyserem ponownie (jak przy The Wolverine) został James Mangold. Ostatnia produkcja z Hugh Jackmanem w roli Rosomaka miała więc wszystkie potrzebne elementy, żeby po raz trzeci zawieść widzów. Moim zdaniem misja się nie powiodła. Mało tego, według mnie Logan to jeden z najlepszych filmów w uniwersum X-Menów.

     Minęło trochę lat od przygód, które znamy. Logan zestarzał się na smutno. Pracuje jako kierowca limuzyny, pije sporo, traci powoli zdolność regeneracji i w zasadzie… chęć do życia? To, co go trzyma na tym świecie – opieka nad zniedołężniałym, popadającym w demencję Charlesem Xavierem – staje się coraz trudniejsze do zniesienia. Nawet mimo tego, że pomaga mu Caliban. Cały układ psuje się kiedy pojawia się Laura. Mała, bardzo szczególna dziewczynka, która potrzebuje transferu przez granicę USA-Kanada. Logan ma to gdzieś, profesor nalega, Caliban nie ma zdania, a w ślad za Laurą podąża mała armia z obleśnym Piercem na czele.

     Chwała Deadpoolowi, że powstał. Chwała Ryanowi Reynoldsowi, że się do tego przyczynił. Nic, absolutnie nic tak dobrze nie zrobiło temu filmowi jak tzw. “R-rating” czyli przeznaczenie dla widzów dorosłych. W końcu na ekranie mamy mięso i to w każdej możliwej postaci. Krew leje się strumieniami, a odcięte kończyny fruwają we wszystkich kierunkach. Nareszcie widzimy prawidłowe użycie długich szponów z adamantium. Nikt nie bierze tu jeńców. To samo pod względem języka. Dorośli, brzydko starzejący się ludzie mają prawdziwe, a nie wydumane problemy. Klną więc na wszystkie sposoby i to tylko dodaje im realizmu. Wierzymy w ich dramaty. Chociaż “fucki” z ust grzecznego zawsze Charlesa Xaviera z początku brzmią cokolwiek dziwacznie. Gdyby znów zdecydowano się na skierowanie produkcji do niższych przedziałów wiekowych – znów wyglądałoby to groteskowo.

     Historia jest bardzo kameralna. W zasadzie poza wymienionymi czterema bohaterami mamy dwóch złoczyńców (Pierce i dr Rice) i koniec. Nie ma wielkiej, rozdmuchanej historii o ratowaniu świata, gatunku itp. Zamiast tego mamy opowieść o starości, o walce z własnymi słabościami, o rodzinie i o depresji. Każdy bohater musi się zmierzyć ze swoimi demonami i niekoniecznie te Logana są najgorsze. Bo czymże staje się człowiek z mocą zabijania umysłem, kiedy ten umysł wysiada? Kiedy człowiek nie jest już go w stanie kontrolować?

     Mam też wrażenie, że Mangold wrócił do korzeni, do pierwszych dwóch odsłon X-Menów. Na pierwszym miejscu jest historia, bohaterowie, ich motywacje i emocje. Sceny akcji są tylko uzupełnieniem. Sprawdza się to znakomicie, a to, czego się bałem – sceny z Laurą robiącą rzeźnię w zwiastunach – nie mają w sobie nic groteskowego. Zrealizowano je tak, że wszystko łyknąłem bez marudzenia, niczym młody pelikan. Duża w tym zasługa doskonałego castingu. Nie wiem skąd wytrzasnęli Dafne Keen, ale dziewuszka po prostu wgniotła mnie w fotel. Jej zachowanie kiedy jest spokojna, jej gniew i zwierzęcość kiedy czuje się zagrożona – mistrzowska robota. Hugh Jackman to klasa sama w sobie więc w zasadzie nie muszę pisać więcej. On się urodził po to, by być Wolverinem. Patrick Stewart również tradycyjnie na wysokim poziomie. Profesor X po raz pierwszy w historii jest zmęczony, naprawdę stary i zrezygnowany. Ma jednak wciąż tą iskrę nadziei, te resztki dobrego serca, którym zawsze otaczał podopiecznych. Co ciekawe – w Loganie jest sporo nawiązań tak do poprzednich spin-offów jak i do wcześniejszych X-Menów. Trochę jakby nie było resetu z Days of the future past. Dla fanów to bardzo miły zabieg, bo czuć tutaj spójność postaci z tym co o nich wiemy z poprzednich filmów.

     Wady są. Trochę nierówne tempo, w drugim akcie film w moim odczuciu za bardzo wytraca impet. Finał jest w porządku, ale za bardzo poszli w stronę First Class z dzieciakami robiącymi cuda. Do tego momentu ton był zupełnie inny, a tu nagle jakby wrócili na stare śmieci. Ze dwie-trzy sceny pod koniec bym wyciął. Wkradła się tu tania symbolika i wolałbym bardziej niedopowiedziane emocje, wyrażone gestem, spojrzeniem, a nie banalnym słowem. Tradycyjnie też czarne charaktery tyłka nie urywają, ale to nie problem, nie o nich jest ten film.

      Szedłem do kina bez wielkich oczekiwań. Miałem nadzieję, że po poprzednich porażkach Logan będzie co najmniej przyzwoity. Po wyjściu z seansu powiem tak: nie dało się lepiej pożegnać Wolverine’a w wersji Hugh Jackmana. Szkoda wręcz, że to już koniec, ale jak odchodzić to z takim przytupem! Po filmie dramatycznie złym, po kolejnym mocno średnim, na do widzenia odpalili prawdziwa petardę. Jackman odchodzi w wielkim stylu. Dzięki Hugh za wszystko. Twojego Rosomaka będzie mi brakować jak cholera.

Logan: Wolverine (Logan)
9/10

Linki

Filmweb, IMDb

Comments

comments