Saga braci Winchester
Supernatural, sezony 1-13
Znacie “Supernatural” Erica Kripke? Lub jak woli polski tłumacz/dystrybutor “Nie z tego świata”? Serial wiekowy już, pierwszy odcinek wyemitowano jakieś sto lat temu (a dokładnie 13 września 2005). Całość zamyka piętnasty (!) sezon, który zakończył sagę braci Winchester 19 listopada 2020 roku, po łącznie 327 (!!) odcinkach. Poniższy tekst nie jest klasyczną recenzją z ocenianiem poszczególnych elementów jak obsada, realizacja czy tym podobne. To raczej swobodny strumień mojej świadomości na temat produkcji, którą kiedyś bardzo lubiłem, a teraz… stop! Nie uprzedzajmy faktów.
Rzecz opowiada o Samie (Jared Padalecki) i Deanie (Jensen Ackles) Winchesterach, którzy polują na wszelkiej maści paranormalne i nienaturalne monstra. Wilkołaki, wampiry czy duchy to tylko najprostsze przykłady, bo pojawiają się także mniej popularne, znane z lokalnych legend monstra. A to jakieś wendigo, a to lewiatany, a to inne kachinas czy shōjō. Do tego anioły, archanioły, demony, Bóg, Lucyfer i cała biblijna menażeria.
Jest jedna główna oś fabularna, ale często dostajemy odcinki nazywane potocznie MotW (monster of the week), gdzie chłopaki po prostu rozwiązują kryminalną sprawę i zabijają/unieszkodliwiają jakiegoś niemilca, który sieje postrach w okolicy. Całość utrzymana jest w konwencji horroru dla młodzieży z elementami komediowymi. Jest kilka rewelacyjnych epizodów, gdzie nie tylko twórcy kpią sami z siebie, ale wręcz grają samych siebie.
Nie ukrywam, że bardzo lubię chłopaków w rolach głównych (tak postacie, jak i aktorów, chociaż warsztat mają… no cóż, stosownie ubogi do poziomu produkcji). Lubię klimat, nabijanie się z własnej konwencji, a przez pierwsze 4-6 sezonów byłem też mocno zaangażowany w główny wątek fabularny. Wiecie, rodzinne dramaty, zaginiony ojciec, problemy z relacjami w ramach podstawowej komórki społecznej, a to wszystko na tle nadciągającej apokalipsy i niejasnych konszachtów z diabłem, które wychodzą na jaw w najmniej oczekiwanym momencie. Jeśli się poczuje konwencję i przymknie oko na głupotki, można się rewelacyjnie bawić, a i związać emocjonalnie z bohaterami.
Od siódmego sezonu (tego, gdzie pojawiają się lewiatany) widać jednak typowe objawy przeciągniętego serialu. Coraz mniej pomysłów, a odcinki MotW dużo fajniejsze i ciekawsze niż podstawowa historia kolejnych serii przewijająca się w tle. Kolejne zwieńczenie sagi następuje w sezonie jedenastym i przyznam się bez bicia, że domęczyłem te odcinki siłą woli w okolicach 2016 roku i odpuściłem sobie oglądanie dalej.
Kiedy jednak na Amazon Prime pojawił się kompletny “Supernatural”, a dodatkowo ogłoszono sezon numer piętnaście ostatnim… cóż, skoro widać światełko na końcu tunelu i nie lubię zostawiać rozgrzebanych spraw (szczególnie jeśli dotyczą show, który lubiłem)? Nie pozostało nic innego jak nadrobić sezony 12-14 i ostatecznie dopełnić sagę sezonem 15.
Chciałbym powiedzieć, że było warto. Chciałbym powiedzieć, że zamknąłem pewien etap, ale męczę się okrutnie. Jestem dopiero pod koniec 13. serii i nie ukrywam, jest bardzo ciężko. Jeśli wcześniej ewidentnie brakowało pomysłów, to teraz już jest tak zaawansowany recykling postaci, wątków i motywów, że zęby bolą od patrzenia. Tam gdzie kiedyś był humor, dziś jest humor mocno wymuszony i nie najwyższych lotów. Tam gdzie kiedyś było poważnie i czasem nawet dramatycznie, dziś jest niezamierzona autoparodia. Kilkukrotnie na scenach w zamierzeniu mających wzbudzić emocje dosłownie parskałem śmiechem.
Przyznam się bez bicia: nie wiem, czy to starość, zrzędliwość, czy co, ale ciężko się ogląda. Kiedyś prawdziwa, dobrze podbudowana kulminacja była w finale sezonu, a teraz co drugi odcinek ktoś prawie umiera. Nie wiadomo, kto jest głównym złym i po co to się wszystko dzieje. Jakby nikt nie panował nad tym chaosem. Konwencję łykam, bo to czysta kampa (da się inaczej spolszczyć “campy”?) i serial zawsze taki był, ale kurczę, czy leci z nami pilot? Albo inaczej: widać, że nie leci, ale czy w ogóle jeszcze wsiądzie?
Myślałem, że dwunasta seria to wypadek przy pracy i zniżka formy, ale to, co się dzieje w trzynastej, woła o pomstę do nieba. Emocje jak na grzybach, główny wątek wygląda jakby był prowadzony bez planu na cały sezon i składał się z pomysłów wziętych ze słabiutkich “fanfików”. Nawet dialogi zaczynają przyprawiać o zgrzytanie zębów, a słowo rodzina pada tu częściej niż w najnowszych odsłonach “Szybkich i wściekłych”. Smutno się na to patrzy.
Nie wiem, czy dotrwam do (nie)szczęśliwego finału i na ile starczy mi sił. Guru polskiego fandomu “Supernatural”, Magda ‘Cathia’ Kozłowska, napisała mi: “Nie będzie lepiej. Jest masakra. Jest chaos” co nie poprawiło mojego humoru za grosz, ale lecę siłą rozpędu. Może dam radę. Wtedy dopiszę kolejne akapity do powyższego tekstu i ostatecznie podsumuję sagę o braciach Winchester. Póki co polecam wam sezony 1-6. Solidna, lekko tandetna rozrywka z elementami horroru i komedii dla nastolatków. Doskonała pozycja na powolne dawkowanie, a nie oglądanie ciurkiem. Nie musicie być nawet jakoś specjalnie skupieni.
Supernatural, sezony 1-13
-
8/10
-
6/10
-
3/10
PS Widzę, że ogólną ocenę policzyło jako średnią, ale ja za całość daję naciąganą szóstkę, bo jednak zawsze będę dobrze wspominał przygodę z serialem dzięki świetnym pierwszym sezonom.