Siła determinacji
Aż do piekła (Hell or High Water)
Kiedy człowiek słyszy ten cały szum medialny, kiedy pada ofiarą machiny marketingowej wpychającej nam jedne Gwiezdne wojny po drugich, koniecznie poprzetykane pięcioma super-bohaterskimi sequelami rocznie, łatwo przegapić produkcje, które nie mają “zyliona” dolarów na promocję. Łatwo przegapić na przykład Hell or high water, a byłoby szkoda, bo to naprawdę niezłe kino.
Dwóch braci – Toby (Chris Pine) i Tanner (Ben Foster) – rabuje banki. Pierwszy z nich ma plan i robi to z troski o rodzinę, drugi jest recydywistą i lekkoduchem delikatnie rzecz ujmując. W pościg za nimi rusza strażnik Teksasu u progu emerytury (Jeff Bridges jako Marcus Hamilton).
Brzmi banalnie, ale historia jest naprawdę prosta. To niuanse sprawiają, że Hell or highwater ogląda się tak dobrze. Rzecz dzieje się współcześnie, w smutnym, jałowym Texasie gdzie kryzys ekonomiczny wcale nie minął. Z bilbordów straszą propozycje pożyczek, odwróconych hipotek i innych chwilówek. Atmosferę beznadziei podkreśla filtr nałożony na obraz. Wszystko wydaje się zużyte, wyblakłe, jakby na wszystko rzucono szarą zasłonę. Z drugiej strony mamy banki, gdzie każdy dyrektor lokalnego oddziału to grubasek pod krawatem, najczęściej z obleśnym uśmieszkiem. Nawet Hamilton, było nie było stróż prawa, żartuje o jednym z nich, że wygląda jakby zaraz miał zając komuś mieszkanie. To największa wada filmu. Reżyser tak bardzo chce podkreślić, że bohaterowie mają szlachetną misję (w każdym razie jeden z nich), a czarnymi charakterami są bankierzy, że idzie za daleko i trochę odziera ten motyw z subtelności.
Nie zmienia to jednak faktu, że Hell or high water to film dobry. Klimat Texasu po prostu wyłazi z ekranu, ostatni raz tak namacalnie pokazano chyba Luizjanę w pierwszym sezonie True detective. Nie sposób nie wspomnieć o rewelacyjnej muzyce, która towarzyszy nam podczas seansu. Długo zastanawiałem się kto może być jej autorem, tak mi wpadła w ucho. A potem czytam w napisach: Nick Cave – i wszystko jasne.
Nie można się przyczepić do kreacji aktorskich. Bridges to klasa sama w sobie. Pine i Foster po Czasie próby znów grają razem, z tym że tutaj Pine przeszedł samego siebie. To prawdopodobnie najlepsza kreacja “zrebootowanego” kapitana Kirk, jaką widziałem. Po Star treku i Jacku Ryanie myślałem, że czeka go kariera pięknisia i uwodziciela, a tu taka odmiana. Czapki z głów.
Jeśli masz ochotę na niezły dramat, okraszony dobrą grą, rewelacyjnymi zdjęciami i świetną muzyką – Hell or high water jest dla ciebie. Jeden z mniej głośnych filmów 2016 roku i łatwo go przeoczyć, a zdecydowanie wart jest obejrzenia.