25 sierpnia 2020 roku Sean Connery skończył 90 lat. Szalona liczba, fantastyczny aktor, niesamowita kariera. Z tej okazji postanowiłem odświeżyć sobie film z legendą w roli głównej. Bondów nie tykałem, bo o ile są całkiem dobre i mają swoją historię, po obejrzeniu “Casino Royale” z Craigiem wszystko inne wydaje się gorsze. Padło na oparty o prozę Clancy’ego “Polowanie na Czerwony Październik” i nie ukrywam: był to wyśmienity wybór.

     Fabułę znają chyba wszyscy, ale dla porządku: zimna wojna, lata osiemdziesiąte, Atlantyk. Zasłużony radziecki dowódca okrętu podwodnego – Marko Ramius (Connery) – planuje dobrowolne oddanie się w ręce Amerykanów. Razem z lojalnymi oficerami i jednostką, którą dowodzi. A nie jest to zwyczajna maszyna, posiada bowiem tzw. napęd “gąsienicowy” (magnetohydrodynamiczny, zasada podobna do silnika odrzutowego pod wodą), czyli technologię niemal bezgłośnego poruszania się w głębinach. Technologia, która daje taką przewagę, nie może wpaść w ręce zgniłych kapitalistów, za Ramiusem rusza więc cała radziecka flota. W tym czasie Amerykanie (głównie Jack Ryan, analityk CIA, w tej roli Alec Baldwin) próbują połapać się w sytuacji. Czy zbuntowany dowódca na pewno chce przejść na stronę USA, czy może zwariował i planuje podpłynąć pod wschodnie wybrzeże i wystrzelić pociski balistyczne z głowicami nuklearnymi? Rusza wyścig z czasem, a stawką w grze jest ewentualność wybuchu trzeciej wojny światowej.

     John McTiernan – nazwisko reżysera powinniśmy sobie powtarzać jak mantrę, bo uważam, że wciąż za mało osób w ogóle go kojarzy. A powinni wszyscy kinomaniacy, bo prócz opisywanego filmu dał nam jeszcze między innymi: “Szklaną Pułapkę” i “Szklaną Pułapkę 3”, “Bohatera ostatniej akcji” i “Predatora”. W sumie nakręcił jedynie 11 produkcji, ale wymienione są albo kultowe, albo były kamieniami milowymi w swoim gatunku. A nierzadko obie te rzeczy na raz. W “Polowaniu…” McTiernan znakomicie operuje napięciem. Nawet jeśli dostajemy sceny, gdzie miejscami przebija się humor, nigdy nie tracimy z oczu ani celu, ani stawki, ani faktu, że czas ucieka.

     Co więcej, poza dwoma-trzema ujęciami film kompletnie się nie zestarzał. Wnętrza wyglądają autentycznie, efekty specjalnie nie trącą myszką, a dialogi nie wydają się nawet dziś groteskowo nadęte. Moment, kiedy amerykański okręt podwodny dokonuje gwałtownego wynurzenia, zerwał mi czapkę z głowy przy pierwszej projekcji i zrywa dziś. Jest nawet szczypta realizmu. Towarzysze z ZSRR do pewnego momentu mówią tylko po rosyjsku. Niby detal, a cieszy.

     Dallas, czyli tak naprawdę USS Houston, którego załoga na potrzeby filmu dokonała około… czterdziestu wynurzeń. Scena do dziś robi gigantyczne wrażenie.
Nie mogę nie pochwalić muzyki Basila Poledourisa. Dla fanów ścieżek dźwiękowych to pozycja obowiązkowa. Nawet jeśli jakimś cudem komuś radzieckie chóry i podniosła muzyka nie podchodzą, “Hymn to Red October” po prostu wypada znać. Nie ma innej opcji.

     Wspomniany na wstępie 90-letni solenizant gra w filmie pierwsze skrzypce i jest to rola wybitna. Świetnie balansuje między stoickim spokojem mimo paniki dokoła, a momentami kiedy sam traci panowanie nad sobą. Nigdy w obecności swojej załogi. Alec Baldwin wypada przyzwoicie, chociaż dla mnie filmowy Jack Ryan zawsze będzie miał twarz Harrisona Forda. Na uwagę zasługuje rewelacyjny drugi plan: Sam Neill jako zastępca Ramiusa, Kapitan Vasili Borodin, Tim Curry jako Dr Yevgeniy Petrov, porywczy Stellan Skarsgård jako Kapitan Viktor Tupolov i James Earl Jones jako Admirał James Greer. Przy kolejnym obejrzeniu zwróciłem jednak uwagę na postać, której do tej pory nie doceniłem. Scott Glenn jako nieufny Kapitan Bart Mancuso, dowódca amerykańskiego okrętu podwodnego, który przechwytuje, a potem przejmuje Czerwony Październik. Konfrontację obu dowódców, kiedy pierwszy raz spotykają się osobiście, można pokazywać w szkole filmowej jako wzór sceny pełnej napięcia, gęstego klimatu i suspensu.

     Czy “Polowanie na Czerwony Październik” ma jakieś wady? Owszem. Można się przyczepić – jak wspominałem – do kilku gorzej wyglądających dziś efektów (głównie podwodne wybuchy i ruch torped). Można też wytknąć niektóre elementy scenariusza. Ot, choćby nowatorski napęd radzieckiego okrętu zostaje w miarę szybko rozpracowany przez amerykańskiego żołnierza od obsługi sonaru. To jednak tylko detale i nie psują ani trochę odbioru.

     Jeśli znacie “Polowanie na Czerwony Październik” – nie muszę was namawiać na kolejny seans. Jeśli nie znacie – koniecznie obejrzyjcie. To jedna z tych pozycji, które po prostu trzeba nadrobić. W odróżnieniu od kilku klasyków, z którymi czas obszedł się nieszczególnie, film McTiernana w 2020 roku nadal ogląda się świetnie. Polecam.

PS Radziecki oficer polityczny, mający czuwać nad misją Czerwonego Października, ginie w pierwszych minutach filmu, a nazywa się… Putin. Ot, ciekawostka 😉

Polowanie na Czerwony Październik (The Hunt for Red October)
9/10

Linki

Filmweb, IMDb

Comments

comments