Samotnym bohaterem być…
Lego Batman: Film (The Lego Batman Movie)
Skandal, hańba, zło i womity! To są jakieś jaja, żeby w kraju zamieszkanym przez trzydzieści parę milionów ludzi było tak mało seansów z napisami. We Wrocławiu był jeden dziennie, w jednym kinie, na obrzeżach miasta, o 16:45. Po tygodniu zniknął. Z bardzo krótkiej listy kin, które miały mieć ten seans obecnie gra go chyba tylko Cinema City w Krakowie na Kazimierzu. Również raz dziennie. Wiem, że to animacja więc polski dystrybutor zakłada, że musi być dla dzieci (a nie jest, bo dzieci, ba, młodzież nawet, nie ogarną połowy żartów), ale chyba jakieś proporcje warto zachować? I nie, nie obchodzi mnie, że “dubbing daje radę”. Fajnie, że daje, ale ja chcę zobaczyć oryginalny film, a nie z polskimi głosami. Poza tym znając życie i polską szkołę tłumaczeń – pewnie dostosowano przekład z myślą o najmłodszych. To już tradycja. Ech… zagotowałem się.
Nie o tym jednak powinien być ten tekst, bo Człowiek-Nietoperz zrobiony z klocków to jedna z najfajniejszych inkarnacji superbohatera. Już w Lego: The Movie kradł dla siebie każdą scenę, w której się pojawił. Teraz dostał cały film i jest to chyba pierwszy film tak naprawdę o nim samym. Poprzednie zawsze padały łupem jakiegoś charyzmatycznego złoczyńcy (Nichloson, Ledger, Pfeifer) albo fatalnego scenariusza i beznadziejnej reżyserii (Forever, Batman i Robin). Begins coś tam próbował, i chwałą mu za to, ale prawdziwym spojrzeniem w głąb tego, co się dzieje w głowie Gacka jest Lego Batman: Film.
Bohater z klocków walcząc z niezliczoną rzeszą przeciwników, adoptując (niechcący!) dziecko o imieniu, ekhem, Dick i zakochując się w pewnej policjantce odsłoni przed widzem całą gamę swoich emocji. Od zewnętrznego pozerstwa przez brak empatii dla zbirów po (niezbyt) głęboko skrywaną samotność człowieka…eee…tzn. klocka tęskniącego za rodziną.
Film, podobnie jak poprzednie przygody klocków na znanej licencji, naładowany jest żartami i świetnym humorem. Dostało się (po kilka razy) każdej odsłonie Batmana, nie oszczędzono nawet leciwego serialu z lat 60tych z Adamem Westem (Batman! Nanananana!). Już same napisy początkowe (a potem końcowe) zaplanowano w sposób mistrzowski, Deadpool pod tym względem na nowego rywala. Skurcz przepony miałem bez przerwy, nie wiem nawet czy zabawnych dialogów nie upchnięto tu za dużo. Czasem nie ma czasu dobrze obśmiać jednego, bo lądują trzy kolejne. Z drugiej strony – żeby chociaż połowa współczesnych komedii miała tyle udanych gagów…
Jeśli tylko komuś podobał się Lego: The Movie, polubił Batmana w wersji Willa Arnetta i ma ochotę na więcej – szczerze polecam. O ile znajdzie jakimś cudem kino gdzie grają wersję z napisami. Ewentualnie trzeba poczekać na wydanie DVD/Blu-ray. Niestety.