Zacznę od słów uznania dla tłumacza tytułu. Wyjątkowo trudna zbitka słów w oryginale, a po polsku wyszło w miarę sensownie i nadal tajemniczo. Jako wierny fan wszystkich filmów spod znaku X-Men (nie mylić ze spin-offami Wolverine’a) w końcu wybrałem się do kina. Trochę zwlekałem, bo poprzednie cztery części albo mnie zachwyciły albo co najmniej bardzo mi się podobały. Ile razy może się to udać? Nie wiem dokładnie ale na pewno minimum pięć razy.

     Najnowsza odsłona mimo drobnych wad to nadal świetny film o mutantach. Mam wrażenie, że w odróżnieniu od innych znanych komiksów tu jednak ktoś gdzieś czuwa, żeby nie przegiąć. O fabule nie będę pisał. W zwiastunach coś tam sugerują i tyle wystarczy wiedzieć przed seansem. Dość powiedzieć, że akcja dzieje się w przyszłości i w latach siedemdziesiątych. Dlatego widzimy i bohaterów z X 1-2-3 ale też tych z First Class.

dofp

     Większość akcji skupia się w przełomowym dla filmu, 1973 roku. Z jednej strony mogli pokazać ciut więcej świata po i w trakcie wielkiej wojny ludzi z mutantami. Z drugiej – rozumiem czemu tak się stało. Za dużo przeskoków mogło wprowadzić totalny chaos. Gdyby chcieli zrobić to fachowo – film zapewne trwałby 4-5 h, a na to nie było szans. Cierpi na tym choćby postać Bishopa, który jest tu praktycznie statystą. To mnie zaskoczyło ale jak pisałem – rozumiem jakie mogły być powody.

     Mamy tu to co w X-Menach najlepsze: krwiste pojedynki, sporo dynamicznych scen, kilka ciekawych zwrotów akcji i fantastyczną plejadę aktorów, którzy nawet ze średnio napisanych scen wyciągają co się da. Czytanie przez młodego Xaviera historii z głowy Logana – drobny detal, a mnie to wgniotło w fotel i przez sekundę znów przeżyłem najbardziej emocjonalne momenty z trylogii X. A propos emocji: zdecydowanie najmroczniejsza odsłona cyklu. Już w Last Stand bywało brutalnie ale w “Days…” jest już naprawdę na granicy komiksowej umowności. Kilka starć z Sentielami to czysta, paskudna przemoc w najgorszym wydaniu. Ma to jednak jasną stronę – naprawdę czuć, że to koniec świata jaki znają bohaterowie.

9iei-600x350

     Poważne wady? Jedna. Każdy film bawiący się w podróże w czasie cierpi na tą samą przypadłość. “Przeszłość, która nadejdzie” nie jest wyjątkiem. Za dużo znaków zapytania, pokręconych wydarzeń na linii czasu i generalnie chaos w całym continuum. Gdyby spojrzeć na DotFP jako na odosobnioną całość – ma sens. Jednak pół seansu miałem pożar pod kopułą, żeby jakoś sensownie dopasować wiedzę o poprzednich odsłonach do linii czasu, jaką tworzy i zmienia ten film. Poza tym kilka wątków zaplanowanych na głębię i wzruszenie (Mystique) nie wypadło tak wiarygodnie jak choćby trójkąt Scottt-Jean-Logan w poprzednich “X-ach”.

     Reżyser, Bryan Singer, znów zebrał rewelacyjnych aktorów i po raz trzeci stworzył soczysty film o X-Menach. Nie bez wad ale pokażcie mi inną serię, która wytrzymała pięć odsłon bez klapy, żenady albo wzbudzania litości. Kinowi “iksmeni” trzymają formę! Dodam jeszcze, że jeśli mnie wzrok nie myli, po napisach pojawił się następny wielki przeciwnik Xaviera i spółki. Koleś już chyba trafił nawet do (oficjalnego?) podtytułu kolejnej części.

X-Men: Przeszłość, która nadejdzie (X-Men: Days of Future Past)
8/10

Linki

Filmweb, IMDb

Comments

comments